Tour de France. Polacy w Wielkiej Pętli

Każdego roku na całym świecie organizuje się setki kolarskich wyścigów, ale tylko Tour de France przyciąga na trasę i przed ekrany tak wielkie rzesze miłośników kolarstwa. A za sprawą kilku wyjątkowych kolarzy znad Wisły budzi coraz gorętsze emocje również wśród kibiców z Polski. Czy w tym roku również mają szanse, by podbić nasze serca i zawładnąć naszą uwagą przez trzy gorące tygodnie lipca?

Kolarska Polska od lat 50. ubiegłego wieku żyła przede wszystkim Wyścigiem Pokoju i właściwie wraz z nim umarła, by odrodzić się na dobre dopiero w drugiej dekadzie bieżącego stulecia. Przez kilka dekad w majowe popołudnia pustoszały ulice, gromadząc kibiców najpierw przed radioodbiornikami, a później również przed telewizorami. O Tour de France niewielu wówczas słyszało, choć tak naprawdę to na nim oparto w latach 20. pomysł organizacji innej kolarskiej imprezy: Tour de Pologne. PRL-owska propaganda wiedziała jednak swoje i wyścig dookoła Polski przez wiele lat skazany był na rolę dalekiego kuzyna Wyścigu Pokoju. To tutaj najjaśniej świeciły gwiazdy Stanisława Królaka, Ryszarda Szurkowskiego, Stanisława Szozdy, czy Lecha Piaseckiego. Ale od świata wielkich kolarskich imprez dzieliła nas nie tylko żelazna kurtyna, ale też pewna „subtelna” różnica w organizacji życia sportowego, które w Polsce oparte było niemal wyłącznie na amatorach, zaś na zachodzie – na zawodowcach. Tę barierę jako pierwszy przełamał Czesław Lang, podpisując w latach 80. zawodowy kontrakt z włoską drużyną, ale socjalistyczna ojczyzna sprawiała wrażenie, jakby o nim zapomniała (co zwykła czynić z wieloma ludźmi, którzy zdecydowali się pracować na zachodzie).

Gwiazdą, która na dłużej zaświeciła na polskim kolarskim niebie okazał się być Lech Piasecki. Fenomenalny zwycięzca Wyścigu Pokoju w roku 1985, swoją formę potwierdził kilka miesięcy później, zdobywając tęczową koszulkę mistrza świata w wyścigu ze startu wspólnego (w kategorii – jakżeby inaczej – amatorów). Jego przejście na zawodowstwo było więc tylko kwestią czasu, ale tym razem o kolarzu nie można było tak łatwo zapomnieć, przede wszystkim dlatego, że niemal natychmiast zaczął odnosić poważne sukcesy, wygrywając dwa etapy podczas Giro d’Italia oraz kilka mniejszych wyścigów. W 1987 roku, po zdobyciu drugiego miejsca w prologu i skutecznej ucieczce na 1. etapie Tour de France, Piasecki zdobył i przed dwa etapy utrzymał żółtą koszulkę lidera tego najważniejszego z wyścigów. Jest do dzisiaj jedynym Polakiem, który tego dokonał, a francuska Wielka Pętla wówczas po raz pierwszy mocniej zaistniała w świadomości polskich kibiców. Kilka lat później, w roku 1993 na ustach całego kolarskiego świata znalazł się kolejny Polak – Zenon Jaskuła. W fenomenalnym stylu wygrał górski etap, kończący się podjazdem na Pla d’Adet, a na mecie całego wyścigu w Paryżu zameldował się na trzecim miejscu. Przez ponad 20 lat były to największe sukcesy polskiego kolarstwa w Wielkiej Pętli.

Dekady przełomu wieków były czasem powolnego wychodzenia z cienia, w jaki polskie kolarstwo szosowe zepchnęła gwałtownie rosnąca popularność kolarstwa górskiego – dostępnego niemal dla każdego, nie wymagającego zaawansowanych technik treningowych i określonych warunków do jazdy. Ten proces odzyskiwania należnego „szosie” miejsca w świadomości Polaków szedł dwoma nurtami. Pierwszy zainicjował Czesław Lang, po latach doświadczeń w zawodowym peletonie wracając do Polski z ideą odbudowania prestiżu wyścigu Tour de Pologne. Systematycznie, począwszy od 1993 roku, pracował nad profesjonalizacją wyścigu, który z roku na rok był notowany coraz wyżej w klasyfikacji UCI, a już od roku 2005 zaliczany był do najwyższej ligi UCI Pro Tour (zastąpionej w 2011 roku rangą UCI World Tour). Z przejęciem organizacji TdP przez Langa wyścig stał się w pełni zawodowy, czego naturalną konsekwencją było powstanie wielu zawodowych drużyn i postępująca profesjonalizacja całej dyscypliny.

Druga droga do odrodzenia popularności kolarstwa szosowego w Polsce wiodła przez… telewizyjny komentarz. Mimo, iż polscy kolarze, występujący w Tour de France, przez długi czas nie odnosili spektakularnych sukcesów, z roku na rok większe grupy kibiców zasiadały przed telewizorami, często dla samej przyjemności słuchania głosów duetu Jaroński & Wyrzykowski. Komentatorzy Eurosportu zapracowali na status „kultowych”, a doświadczenia Krzysztofa Wyrzykowskiego, wieloletniego współpracownika dziennika „L’Equipe” i jego znajomość Francji i francuskich obyczajów, pozwoliły Polakom odkryć nowe oblicze tego sportu – pasjonującego dzięki sportowej rywalizacji, a jednocześnie niezwykle pięknego, dzięki scenerii, w jakiej się odbywa.

Dzięki tym dwóm nurtom (ale również dzięki znaczącej poprawie infrastruktury drogowej) kolarstwo szosowe w Polsce stopniowo zaczęło odzyskiwać popularność i znaczenie, również na arenie międzynarodowej. Najpierw pojawiły się znaczące – choć może jeszcze niezbyt spektakularne – sukcesy Przemysława Niemca, a chwilę później ujrzeliśmy pierwsze przebłyski gwiazd Rafała Majki i Michała Kwiatkowskiego. Pierwszym rokiem, zwiastującym przełom, był 2013, w którym Majka ukończył na 7. miejscu pierwszy z Wielkich Tourów – Giro d’Italia, a Kwiatkowski – po bardzo aktywnej jeździe – zajął 11. pozycję (i 3. w klasyfikacji młodzieżowej) w swoim pierwszym występie w Tour de France.

Prawdziwie przełomowy dla polskiego kolarstwa był jednak rok 2014, który Michał Kwiatkowski rozpoczął od zwycięstwa w prestiżowym wyścigu Strade Bianche, a zakończył założeniem tęczowej koszulki mistrza świata w wyścigu ze startu wspólnego w hiszpańskiej Ponferradzie. Rafał Majka zdominował natomiast klasyfikację górską Tour de France, najpierw wygrywając 14. etap do Risoul, a trzy dni później powtarzając sukces Zenona Jaskuły i wygrywając etap do Saint-Lary-Soulan, z metą na Pla d’Aget. Stał się tym samym najbardziej utytułowanym polskim kolarzem w Wielkiej Pętli, co przypieczętował dwa lata później, wygrywając kolejny etap i zdobywając po raz drugi koszulkę najlepszego górala w całym wyścigu. Długą listę sukcesów Rafała zdobią też wysokie pozycje w pozostałych dwóch wielkich tourach (był trzeci w Vuelta a España w 2015 roku i piąty w ubiegłorocznym Giro) oraz brązowy medal Igrzysk Olimpijskich w Rio.

Zarówno Michał Kwiatkowski, jak i Rafał Majka (oraz wspomagający go Paweł Poljański i Maciej Bodnar) staną w sobotę na starcie 104. edycji Tour de France. Jakie mają szanse?

Kwiatkowski tegoroczny sezon rozpoczął – podobnie jak w 2014 – od zwycięstwa w Strade Bianche, do czego kilka tygodni później dołożył kapitalny tryumf w jednej z najtrudniejszych jednodniówek: mierzącym blisko 300 kilometrów wyścigu Mediolan – San Remo. Finiszował również wysoko w cyklu tzw. ardeńskich klasyków (był drugi w Amstel Gold Race i trzeci w Liège-Bastone-Liège). Znakomite przygotowanie i wysoką formę udowodnił również w niedawnym Critérium de Dauphiné, traktowanym często jako ostateczny sprawdzian przed Wielką Pętlą, a w którym pełnił rolę kluczowego pomocnika Christophera Froome’a – lidera ekipy Sky. Tę samą rolę Kwiatkowski będzie pełnić na trasie Touru, ale niewykluczone, że powalczy również o zwycięstwo na którymś z etapów. I być może zacznie tę walkę już w Dusseldorfie, gdzie TdF rozpocznie się etapem jazdy indywidualnej na czas, w której Michał często pokazywał się z dobrej strony, ale nad którą ostatnio wyraźnie popracował, co udowodnił w ubiegłotygodniowych Mistrzostwach Polski, gdzie wręcz zdemolował rywali, zyskując ponad minutę przewagi nad drugim w klasyfikacji Marcinem Białobłockim (CCC Sprandi Polkowice) – polskim specjalistą od czasówek. Oczywiście na starcie pierwszego etapu TdF staną również największe asy jazdy na czas, w tym byli i obecni mistrzowie świata: Tony Martin (Team Katusha Alpecin), czy drużynowy kolega Kwiatkowskiego – Wasil Kiryjenka (Sky), ale w jeździe indywidualnej liczy się oczywiście dyspozycja każdego kolarza z osobna, więc Michał na pewno tej walki nie odpuści. Tym bardziej, że stanie do niej w świeżo zdobytej koszulce mistrza Polski.

Zupełnie inne zadania stoją przed Rafałem Majką, któremu drużyna Bora-hansgrohe wyznaczyła rolę lidera zespołu. Specjalnością Majki jest jazda w wysokich górach, więc najprawdopodobniej jego największą aktywność zobaczymy dopiero w trzecim tygodniu imprezy. I choć oficjalnie mówi się o tym, że celem jest obrona koszulki w grochy i kolejny, trzeci już tytuł najlepszego górala, w wypowiedziach członków niemieckiej drużyny pobrzmiewa nadzieja na wysokie miejsce w klasyfikacji generalnej. Tym bardziej, że i Rafał podporządkował cały cykl przygotowań głównie pod Tour de France, a znakomitą formę udowodnił, wygrywając dwa tygodnie temu wyścig dookoła Słowenii, a wcześniej zajmując drugie miejsce w Tour of California, gdzie koszulkę lidera stracił dopiero na ostatnim etapie jazdy na czas. Niewątpliwym atutem Majki na Wielką Pętlę jest nowy, świetnie zorganizowany i piekielnie zmotywowany zespół Bora-hansgrohe, w skład którego wchodzą m.in. Peter Sagan – aktualny (dwukrotny już) mistrz świata i zdecydowany faworyt do roli lidera klasyfikacji sprinterów, Maciej Bodnar (doskonały czasowiec, trzeci zawodnik Mistrzostw Polski), czy Paweł Poljański i Emanuel Buchmann (świetni górale – z pewnością będą najważniejszym wsparciem Rafała w Pirenejach i Alpach). Drużyna Rafała Majki ma w ręku wiele atutów, by bardzo wyraźnie zaznaczyć swoją obecność w Wielkiej Pętli. Czy ma szansę wygrać? Zobaczymy.

Konkurencja będzie niezwykle silna. Froome (Sky) będzie z pewnością walczył o czwarty tytuł. Dla Contadora (Trek-Segafredo) prawdopodobnie jest to ostatni Tour de France w karierze, więc również nie jest zainteresowany wyłącznie tym, by wyścig ukończyć. Nairo Quintana (Movistar) zapowiada ostrą walkę, choć do końca nie wiadomo, czy majowe Giro d’Italia, które o włos przegrał z Tomem Dumoulinem, nie nadwyrężyło jego sił i motywacji. Astana wystawiła jako liderów niezwykle silną dwójkę: Fabio Aru i Jakob Fuglsang – obaj z pewnością mocno namieszają w czołówce. Coraz silniejsi w zawodowym peletonie i coraz częściej kończący wyścigi na czołowych pozycjach są reprezentanci gospodarzy: Romain Bardet (AG2R La Mondiale) i Thibaud Pinot (FDJ). Rywali dla Kwiatkowskiego i Majki jest więc aż nadto.

Wszystko rozpocznie się w sobotę, 1 lipca w Dusseldorfie, a rozstrzygnie 23 lipca na Polach Elizejskich w Paryżu. Do przejechania jest 3.540 kilometrów, podzielonych na 21 etapów (9 płaskich, 5 pagórkowatych, 5 górskich i 2 etapy jazdy indywidualnej na czas). Mamy nadzieję, że słynny już doping „Pchamy! Pchamy!” usłyszymy w tym roku niejednokrotnie. Za to trzymamy kciuki i zachęcamy do kibicowania: na trasie, gdzie panuje niesamowita atmosfera i gdzie z roku na rok pojawia się coraz więcej kibiców z biało-czerwonymi flagami. I przed telewizorem, gdzie w tym roku po raz pierwszy rywalizację na wszystkich etapach będzie można oglądać od startu do mety.

Michał Kwiatkowski w 'Wilkowicz Sam na Sam': Jeśli ktoś oszukuje przez tak długi czas jak Lance Armstrong, to dobrze, że został wyklęty ze sportu

Więcej o:
Copyright © Agora SA