Zima to jedna z najlepszych pór roku na rower

Zima zbliża się. My - rowerzyści i rowerzystki - wiemy o tym lepiej niż ktokolwiek inny (może poza osobami sprzątającymi alejki parkowe). Ale to nie będzie tekst o tym, jak przetrwać zimę bez roweru (bo nie wiem jak). Nie będzie też to artykuł o tym, jak jeździć rowerem zimą (bo o tym już pisaliśmy nie raz). Tym razem chciałem napisać, dlaczego jazda rowerem zimą jest fantastyczna


Zacznijmy od tego, że nie ma jednej zimy. Jest zima ponura, wietrzna i szara, jest zima mroźna i skrząca się puszystym śniegiem w promieniach nisko wiszącego słońca, jest zima nagłych zamieci śnieżnych i zima gołoledzi. Jest wreszcie zima błota pośniegowego i soli technicznej pożerającej łańcuchy i ramy. I w sumie każda z tych zim jest naprawdę dobrą porą na rower.

Zobacz też: Wielki Poradnik "Polska na rowery" - jazda rowerem zimą 


Najlepiej jest oczywiście, gdy temperatura tylko lekko spada poniżej zera, świeci słońce, śnieg leży na polach, a asfalt jest suchy. Wówczas w zasadzie zarówno jazda po mieście jak i wycieczka za miasto niewiele różni się od jazdy latem. Może tylko trzeba nieco inaczej się ubrać i pamiętać, że okulary szybciej parują. Niejeden zimowy rowerzysta pamięta ten moment, kiedy wychodzi rano z domu i już już ma ruszyć w kierunku pracy, kiedy nagle wpada na pomysł, by przed pracą zrobić sobie jedną malutką rundkę po mieście, podczas której będzie wsłuchiwał się w swój nieco cięższy oddech i wydychał przez neoprenową maskę fantazyjne obłoczki pary. Nie ma obaw, że realizując ten pomysł, spóźni się do pracy - wszyscy inni przyjadą jeszcze później - na razie skrobią szyby swoich aut ze szronu.
Zupełnie innej frajdy dostarcza świeży śnieg leżący na jezdniach, chodnikach i drogach rowerowych. Spadł tuż nad ranem i pługopiaskarki nie zdążyły go jeszcze skalać. Z jednej strony wiesz, że opory toczenia będą duże, z drugiej jednak strony plus jest taki, że to białe dookoła to tylko zamrożona woda (i pyły zawieszone) - żadnej soli, która żre równie chętnie korzenie przydrożnych drzew jak i napęd twojego roweru. Wyciągasz więc rower z domu i ruszasz przed siebie, patrząc oczarowany na czapy śniegu zwisające z nisko opuszczonych gałęzi, samochody tkwiące w korkach gigantach oraz wyżłobione głęboko w śniegu ślady cienkich opon, innych rowerzystek i rowerzystów, którym udało się trochę wcześniej włożyć termoaktywną odzież i odszukać narciarskie rękawiczki.

Rowerem w śniegRowerem w śnieg fot. fotolia

Dodatkowo - słuchajcie tej ciszy! Śnieg tłumi dźwięki, wszystko jest jeszcze ospałe, a łańcuch w twoim rowerze, nawet jeśli jeszcze wczoraj skrzypiał dziś chodzi jak marzenie. Świeży głęboki śnieg ma jeszcze ten niewątpliwy plus, że pozwala z mniejszą rezerwą wchodzić w zakręty na parkowych alejkach. Nawet jeśli skryta jest pod nim zamarznięta kałuża, poślizg i upadek w śniegową pierzynę nie będzie nieprzyjemny (Uwaga: w normalnym ruchu ulicznym nadal uważamy i nie dajemy się ponieść przyjemnościom).


Z kolei śnieżna zamieć, choć zmusza do jeszcze większej czujności, jest jednocześnie czymś w rodzaju meteorologicznego nawiasu, w który wzięte są wszystkie nasze dzienne sprawy. Oto ulice stają, zmieniając się w jedną wielką strefę Tempo 10. Korki tworzą się nawet na zupełnie podrzędnych uliczkach, po których przejeżdżają dwa pojazdy na godzinę. Widoczność maleje, autobusy przestają udawać, że istnieje jakiś rozkład jazdy. Wszyscy zamieniamy się w uczestników polarnej wyprawy, zaczyna nam zagrażać szkorbut, białe niedźwiedzie, monotonne wpisy na facebooku i zupełnie nieprzewidywalne opóźnienie. Trasa, której pokonanie zajmowało normalnie 15 minut, teraz może wymagac od nas godziny. Albo dwóch. Albo czterech i pół. No chyba, że jedziemy rowerem - wtedy spóźnienie nie będzie większe niż kwadrans. Oczywiście też jedziemy trochę wolniej i uważniej, ale za to dużo bezpieczniej - żaden samochód nie wyprzedzi nas na żyletę (bo - tak jak on - jedziemy śnieżną koleiną), żaden nie śmignie obok nas z prędkością większą niż 30 kilometrów na godzinę. Jazda w śnieżnej zamieci (pod warunkiem, że jesteśmy dobrze ubrani a nasz rower jest prawidłowo oświetlony) to z punktu widzenia bezpieczeństwa - raj dla rowerzystów. Raj, w którym na twarz nieprzerwanie spada nam zimny anielski puch - trochę wkurzając, a trochę zachwycając.


Zupełnie innych doznań dostarcza jakiś polarny wyż, który znad północnych równin przywiewa nam temperatury, przy których zamarza nawet powietrze w dętkach. To pogoda, podczas której na jazdę rowerem decydują się jedynie najdzielniejsi.

zimą na rowerzezimą na rowerze źródło: fotolia

Albo po prostu tacy, którzy wiedzą, że dużo lepiej minus dwadzieścia przeżyć w ruchu niż stojąc na przystanku lub odśnieżając wyjazd z garażu. Od kilkunastu lat spędzam na rowerze każdą zimę i również od kilkunastu lat unikam dzięki temu kupowania grubych puchowych kurtek, które przydają się kilka tygodni w roku, zajmują dużo miejsca w szafie i jednocześnie skutecznie opróżniają portfel. Nie muszę ubierać się ciepło, gdyż grzeje mnie jazda. Oszczędzone pieniądze wydaję na narciarskie rękawice (palce dłoni marzną mi najbardziej). Jazda przy tak niskich temperaturach ma szereg wspaniałych właściwości, o ile tylko potraficie uważnie się im przyglądać. Ja na przykład bardzo lubię drobne kryształki lodu, w jakie zamienia się para wodna z moich płuc skroplona na rzęsach. Czuję wówczas bardzo namacalnie, jak jestem częścią natury. Bardzo też lubię odpowiadać uśmiechem na przerażone spojrzenia pieszych. Jednak najlepsze jest mijanie innych rowerzystów i rowerzystek. Tych, którzy wiedzą. Wprawdzie przy bardzo niskich temperaturach czasem nawet najlepsze zapięcia rowerowe potrafi się zaciąć, jednak z drugiej strony - czy ktoś słyszał kiedyś o rowerze ukradzionym z ulicy w czasie największych mrozów? A jeśli mróz jest odpowiednio duży i trwa odpowiednio długi czas, możemy nawet (choć oczywiście my tego nie polecamy), odważyć się na wytyczenie nowych szlaków rowerowych. Jak ci panowie w Bostonie:

 


Najmniej przyjemnym momentem zimy jest ten, kiedy śnieg i lód zamieniają się pod wpływem temperatury i sypania solą w błoto pośniegowe - lepkie, brudne, żrące. Szum opon lub skrzyp śniegu zamieniają się w nieprzyjemny chlupot zwiastujący problemy z korozją i mokre nogawki. Jednak błoto pośniegowe zwiastuje często również ocieplenie. Nawet gdy temperatura tylko trochę przekroczy zero jest to wystarczający powód, by celebrować początek wiosny (czy też końcówkę jesieni) i wybrać się gdzieś dalej. Najlepiej na rowerze z dość grubymi oponami, gdyż to, co w mieście jest rozklapcianymi szarymi resztkami, poza miastem może wciąż być prawdziwym śniegiem. Jeszcze jeden powód do radości.
Oczywiście jest wiele innych powodów, niezależnych od rodzaju zalegającego śniegu, dla których jazda rowerem zimą jest wspaniała. Wśród nich wymienić należy możliwość łatwego znalezienia miejsca parkingowego, brak tłoku na drogach dla rowerów, łatwość w znalezieniu nowego argumentu za kupnem kolejnego roweru (no przecież na tym dobrym nie będę jeździł po błocie) czy wreszcie radość z kreatywnej pracy, jaką trzeba wykonać, by nie zanudzić się odpowiadaniem na usłyszane po raz 127 pytanie: "rowerem w taki mróz?!". Jednak oczywiście największa przyjemność płynie z faktu, że kiedy twoi koledzy i koleżanki będą zapraszać cię na pierwszą wiosenną przejażdżkę, ty, z 2000 km na liczniku, będziesz już w połowie sezonu. Do zobaczenia na śniegu!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.