7 cudów rowerowych z Polski

Pamiętacie tekst o siedmiu rowerowych cudach świata, które zidentyfikował australijski bloger Behoovingmoving? Nadszedł czas policzyć nasze polskie cuda. Uda się doliczyć do siedmiu?
Tunel pieszo-rowerowy pod dworcem Kraków Główny umożliwia dojazd do pociągu bez zsiadania z siodełka. Tunel pieszo-rowerowy pod dworcem Kraków Główny umożliwia dojazd do pociągu bez zsiadania z siodełka. fot. Rafał Muszczynko

1. dworzec kolejowy Kraków Główny.

Po przebudowie jest to bodaj jedyny polski dworzec kolejowy, gdzie między peronem a drogą dla rowerów nie ma żadnych schodów. To jest oczywisty cud, gdyż z reguły kolejowa wyprawa rowerem wiąże się z dość karkołomnymi wygibasami. Szkoda tylko, że jak się już na taki peron wjedzie i wsiądzie do pociągu, to trzeba będzie gdzieś dojechać... Nie daj Boże do Warszawy!

2. Droga Dla Rowerów w Gdańsku przy Grunwaldzkiej

Niestety, jaki stan krajowej infrastruktury rowerowej, takie cuda. Musimy się cieszyć nawet z faktu, że są w Polsce miasta, gdzie można przejechać miłe kilka kilometrów po asfaltowej ścieżce, bez zbędnych utrudnień (a za to z kilkoma rozwiązaniami zwiększającymi bezpieczeństwo ruchu). Co więcej, nie jest to trasa wiodąca znikąd donikąd, a część najważniejszej osi komunikacyjnej Trójmiasta. A jak dodamy do tego, że powstanie tej drogi nie było wynikiem urzędniczej wymyślanki, tylko rzetelnej współpracy władz z lokalnym środowiskiem rowerowym, a w dodatku pozyskano na to fundusze z ONZ, to słowo "cud" przestaje być na wyrost.

3. Kontrapas na Kopernika w Krakowie

Jeden z pierwszych kontrapasów w Polsce (zresztą poza nim do dzisiaj powstało niewiele). Cudowne w nim jest choćby to, że - jak czytamy na stronie - jest to jeden z pierwszych przypadków w historii Krakowa, kiedy lokalne środowisko rowerowe praktycznie nie zgłasza do powstałej inwestycji. Na ulicy Kopernika w kierunku do Ronda Mogilskiego rowerzyści poruszają się zgodnie z organizacją ruchu razem z samochodami, ale w kierunku centrum - po wydzielonym jednokierunkowym pasie dla rowerów, odgrodzonym od jezdni na skrzyżowaniach wysepkami. Oczywiście nie trzeba dodawać, że już wcześniej rowerzyści poruszali się tą ulicą pod prąd, kontrapas był więc cudownym usankcjonowaniem istniejącej sytuacji, co oczywiście przyczyniło się do cudownej poprawy bezpieczeństwa. I żeby nie było wątpliwości - kontrapas nie powstał tam, gdzie było wygodnie, tylko w ramach ważnego szlaku łączącego krakowskie uczelnie.

Krakowska Starówka, włącznie z rynkiem, jest miejscem przyjaznym cyklistom. Krakowska Starówka, włącznie z rynkiem, jest miejscem przyjaznym cyklistom. fot. Rafał Muszczynko

4. Kraków - okolice Rynku

Historyczne centrum Krakowa jest w pełni dostępne dla rowerów. To cud, gdyż nie zdarza się powszechnie (we Wrocławiu z ruchu rowerowego wyłączony jest Rynek, w Warszawie teoretycznie w ogóle Starówka jest objęta zakazem wjazdu). Do tego w okolice krakowskiego Rynku ograniczony dostęp mają samochody, co samo w sobie stwarza dość przyjazne warunki do jazdy rowerem. A żeby obraz był pełny, podpowiemy, że większość nawierzchni ulic krakowskiego centrum wcale nie wymaga grubych opon górskich rowerów, co sprawia, że przejazd przez Rynek jest nie tylko szybki, ale i przyjemny.

5. Most pieszo-rowerowy w Sromowcach

Po prawdzie ciekawych mostów i kładek rowerowych oraz pieszo-rowerowych jest coraz więcej i każda z nich zasługuje na miano cudu (bo jeszcze jakiś czas temu wydawało się, że zbudowanie przeprawy przez rzekę czy ruchliwą drogę bez używania stromych schodów czy awaryjnych wind jest dużo poniżej godności polskich inżynierów). Tymczasem takie cudeńka powstają, wyraźnie zwiększając atrakcyjność transportu rowerowego w okolicy.
Jednak na cudowną kładkę wybrałem sobie most nad Dunajcem, stanowiącym w tym miejscu granicę między Polską a Słowacją. Nie dość, że bardzo ładny, nie dość że transgraniczny (co wymagało zapewne cudownej koordynacji działań) to jeszcze przydatny. Kładka pozwala na organizację wycieczek okrężnych ze Szczawnicy Drogą Pienińską wzdłuż przełomu Dunajca do Czerwonego Klasztoru przez most do Sromowiec i z powrotem przez Pieniny do Szczawnicy.

Parking Park&Ride Warszawa Okęcie - tu jeszcze w trakcie budowy Parking Park&Ride Warszawa Okęcie - tu jeszcze w trakcie budowy Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Wyborcza.pl

6. Bike&Ride w Warszawie

Warszawskie parkingi Parkuj i Jedź niestety nie stanowią jakiejś obezwładniającej swoją gęstością i dostępnością sieci. Niemniej tam, gdzie są, potrafią się przydać. Tym bardziej, że poza miejscami parkingowymi dla samochodów są tam jeszcze miejsce dla rowerów. Do tego stojaki to porządne odwrócone U, a nie żadne wyrwikółka. A obok stojaków - budka strażnika, z której - w razie potrzeby - można pobrać narzędzia i pompkę. Tak że nic nie stoi na przeszkodzie, by na parkingu sprytnie przesiadać się z samochodu na rower lub roweru na metro. Tak wiem, to znowu dość żałosny powód do radości (tak, jakbyśmy mieli cieszyć się, że podczas spaceru nie przejechał nas czołg). Ale zacznijmy może od takich parkingów, a za jakieś 200 lat może doczekamy się czegoś takiego jak Japończycy.

Masa Krytyczna w Budapeszcie - moment podnoszenia rowerów po przejeździe. Masa Krytyczna w Budapeszcie - moment podnoszenia rowerów po przejeździe. fot. Rafał Muszczynko

7. Przyszłość infrastrukury rowerowej w Polsce

To taki cud in spe. Mamy nadzieję, że się wydarzy. Na razie nic za bardzo go nie zapowiada, ale czy ktoś z weselników w Kanie mógł podejrzewać, że garnek z wodą zamieni się w najlepsze wino? Jest parę zjawisk, które moglibyśmy umieścić w tym siódmym punkcie, ale każda ma jakieś nieusuwalne wady. Rowery publiczne w kilku polskich miastach powstają, ale są zbyt małe i rzadkie, by mogły stanowić istotną innowację w transporcie publicznym. Puławskie Dutch Town, pierwszy przypadek obszarowego uspokojenia ruchu w polskich miastach, konsultowany z inżynierami z Holandii, też nie ustrzegł się kilku poważnych wpadek (pewnie inżynierowie z Holandii nie patrzyli naszym cały czas na ręce). Śluzy rowerowe gdzieś tam zaistniały, ale jeszcze nie zadomowiły się na tyle, by można było ocenić ich sensowność. Niektóre zresztą ponoć są wykonane w taki sposób, że wcale nie poprawiają bezpieczeństwa i wygody ruchu rowerowego. Najgorsze zaś, że właściwie w żadnym polskim mieście nie mamy do czynienia z infrastrukturą rowerową. Co najwyżej z jej mniejszymi bądź trochę większymi fragmentami. Nie ma systemu. A to, co się udało jest albo eksperymentem (bez jasnych perspektyw na upowszechnienie), albo wynikiem przypadku.
Liczymy więc na cud.

ZOBACZ TEŻ: Po czym poznać, że miasto jest przyjazne rowerom?

A wszystkich tych, którzy spodziewali się po tym tekście opisów ścieżek kończących się schodami, szlaków rowerowych z zakazem wjazdu, przejazdów rowerowych kończących się na ścianie budynku po drugiej stronie jezdni itd. - przepraszamy. Chcieliśmy na początek wlać w was trochę optymizmu. Są w Polsce rowerowa cuda. Jeśli będziemy wystarczająco głośni i zdeterminowani tych cudów może być więcej. A więc - do roboty (na rower).

Konrad Olgierd Muter

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.