Paweł Wiśniewski: Rowerzyści nie są świętymi krowami [WYWIAD]

O rowerach często wypowiadają się osoby, które myślą, że coś o nich wiedzą. To bardzo przyjemny temat do dyskusji, bo prawie każdy jechał kiedyś rowerem - wychodzą z tego zabawne uogólnienia.

Żaneta Kopczyńska: Sobotnią Masę Krytyczną organizowaliście pod hasłem "Nie dla rowerowych bubli w regionie!" Rozumiem, że chcieliście zwrócić uwagę na błędy w realizacji i planowaniu trzech tras - do Unisławia, Osieka i Chełmży, z odgałęzieniem do Kamionek. Wyczerpaliście już inne formy wpływu na urzędników?

Paweł Wiśniewski(*): Nasza korespondencja z toruńskim Starostwem Powiatowym i z Powiatowym Zarządem Dróg jest pokaźna. Zauważyliśmy, zresztą nie tylko my, ale również inni rowerzyści, wiele błędów na tych trasach. O każdym z nich informujemy, wskazując konkretne rozwiązania problemów. Niestety nasze argumenty są odrzucane. W masach bierze udział bardzo wielu mieszkańców Torunia - może wspólne pokazanie, że nie podobają nam się urzędnicze buble, da im trochę do myślenia.

Droga do Unisławia biegnie dawnym nasypem kolejowym - rowerzyści mają do dyspozycji ponad 20 km gładkiego asfaltu i pięknych widoków. To mogła być porządna atrakcja turystyczna, ale zarzutów do sposobu realizacji trasy jest sporo. Dyskusyjne są skrzyżowania z drogami poprzecznymi - zamiast rowerowych przejazdów wymalowano pasy dla pieszych.

- W Polsce jest kilka tysięcy kilometrów nieczynnych linii kolejowych i bardzo dobrym rozwiązaniem jest wytaczanie po nich tras rowerowych. Podobne powstały już m.in. w województwie zachodniopomorskim i pomorskim, np. trasa Swarzewo - Krokowa. Droga do Unisławia była szansą stworzenia naprawdę dobrej infrastruktury, która byłaby przykładem dla innych samorządów. Pierwotnie przebiegała tu linia kolejowa, która łączyła Toruń z Chełmnem. Gdyby w przyszłości pociągnąć trasę w tym kierunku, to turyści nawet z dalszych regionów kraju mogliby z rowerami przyjeżdżać koleją do Torunia i Unisławia i miło spędzać czas, zwiedzając dwa krzyżackie miasta. Dodatkowym wabikiem, gdy już powstanie, będzie Wiślana Trasa Rowerowa. Mógłby to być prawdziwy turystyczny hit.

Droga powinna być wygodna dla jej użytkowników, a wymalowanie pasów dla pieszych i ustawienie znaków nakazujących zejście z roweru wygodne na pewno nie jest. Rozwiązanie powinno być inne. Alternatywnie proponujemy ustawienie przy skrzyżowaniach drogi rowerowej z jezdnią znaków ustąp pierwszeństwa skierowanych dla rowerzystów, które nakazują ustąpienie pierwszeństwa, lecz nie zmuszają do zejścia z roweru.

Powiatowy Zarząd Dróg twierdzi, że oznakowanie zatwierdził urząd marszałkowski. Marszałkowscy urzędnicy powołują się zaś na rozporządzenie ministra infrastruktury - proponowane przez was rozwiązanie problemu nie wchodzi według nich w rachubę.

- Na trasie Dąbrowa Chełmińska - Ostromecko to rozwiązanie było możliwe, a u nas nie jest. Co ciekawe, oznakowanie również opiniował Urząd Marszałkowski - droga była finansowana z tego samego projektu Regionalnego Programu Operacyjnego. Inwestycję realizowało bydgoskie Starostwo Powiatowe i - jak widać - znalazło sposób, który nie budzi tylu kontrowersji. Czy urzędnicy i zarządcy dróg nie wiedzieli o takiej możliwości? Całe szczęście wszystko da się jeszcze poprawić. Trzeba umieć przyznać się do błędu, przecież pomyłki mogą zdarzyć się każdemu. Potrzeba tylko odrobiny dobrej woli. Niestety - spotykamy się, wysyłamy pisma, chcemy rozmawiać, ale nasze argumenty na razie nie są odpowiednio rozumiane.

Wasze argumenty nie trafiają nie tylko do nich. Jacek Kowalski, radny klubu PiS, zastanawia się, czy Rowerowy Toruń, proponując inne oznakowanie skrzyżowań, uwzględnia kwestie bezpieczeństwa. Pyta również, czy rowerzyści chcą być świętymi krowami.

- Mówimy, że przejścia dla pieszych są złe, ale to wcale nie oznacza, że chcemy, aby rowerzyści mieli totalne pierwszeństwo i pędzili na złamanie karku. Znak A-7 absolutnie o tym nie świadczy! Ale skoro urzędnicy o takiej możliwości oznakowania nie wiedzą, to, z całym szacunkiem, radny również może o tym nie wiedzieć. Do stwierdzenia, że chcielibyśmy, aby rowerzyści byli świętymi krowami, się nie ustosunkuję. Jak miałbym to zrobić? Miałbym napisać sprostowanie - "Wiśniewski nie domaga się, żeby rowerzyści byli świętymi krowami?" Widzę jednak dobre strony tego, że radny się wypowiedział - zainteresował się rowerzystami, uznał, że temat jest ważny. Tendencja jest niestety taka, że o rowerach często wypowiadają się osoby, które myślą, że coś o nich wiedzą. To bardzo przyjemny temat do dyskusji - prawie każdy jechał kiedyś rowerem i się na tym zna - wychodzą z tego zabawne uogólnienia.

Na drodze jest też wiele innych niedociągnięć - w niektórych miejscach przydałyby się barierki zabezpieczające, nie ma oznakowań trasy, użytkownicy domagają się również punktów, gdzie mogliby odpocząć. Czy warto aż tak bardzo skupiać się na przejazdach?

- Pamiętajmy, że zarządcy dróg kształtują zachowania uczestników ruchu. Jeżeli oddaje się drogę o dobrych parametrach, solidnie wykonaną, a jednocześnie przy skrzyżowaniach z drogami, gdzie samochodów jest naprawdę niewiele, rowerzyści dostają w pakiecie przejście dla pieszych, które ignorują, to może ich to uczyć złych nawyków.

Niewiedza odpowiedzialnych za infrastrukturę przenosi się na niewiedzę uczestników ruchu. Oznakowanie musi być dostosowane do użytkownika, bo błędne nawyki będą później powtarzać w innych sytuacjach i miejscach. Kierowcy samochodów, którzy przecinają drogę rowerową Toruń - Unisław, także są wprowadzani w błąd: dostają informację, żeby uważali na pieszych. Tymczasem zamiast pieszych widzą rowerzystów i psioczą, że ci jeżdżą po pasach.

Co do innych uchybień mam wrażenie, że cała trasa została przygotowana bez dbałości o szczegóły. Wyobraź sobie drogę powiatową, która wiedzie przez sześć miejscowości i nie ma żadnego oznakowania kierunkowego. Tutaj chyba ktoś o tym zapomniał. Na szczęście można to wszystko poprawić, ale - jak już mówiłem - trzeba chcieć.

Projektanci i zarządcy dróg nie popisali się również przy trasach do Chełmży i Osieka.

- Droga do Osieka - jej przebieg, geometria i nawierzchnia - nie spełnia odpowiednich standardów. Trasa powinna być przede wszystkim wygodna - jeśli chcemy, aby więcej ludzi przesiadło się na rowery, to musimy ich do tego zachęcić, muszą otrzymywać infrastrukturę odpowiedniej jakości. Leśny odcinek wygodny nie jest - nie wszyscy będą chcieli nim podróżować. Rowerzysta, który ma węższe i mocniej napompowane opony, raczej wybierze jezdnię. Nawierzchni ze żwirku i kamieni nie da się porządnie zagęścić. Można ją ubić, ale i tak pod wpływem codziennego użytkowania będzie się niszczyć. Znowu mamy do czynienia z półproduktem, za naprawy którego będą płacili podatnicy.

Kwestia wyboru nawierzchni na odcinkach leśnych jest ogólnie ciekawa. Nadleśnictwo twierdzi, że asfaltu tam położyć nie można, bo to zaburzy ekosystem. Tymczasem kilka metrów od ścieżki przebiega droga wojewódzka, gdzie asfalt na jezdni nikomu nie przeszkadza. No ale po niej przecież jeżdżą samochody, a kierowcy muszą mieć wygodnie.

W przypadku drogi rowerowej do Chełmży z odgałęzieniem do Kamionek również jest sporo błędów - na fragmentach betonowa kostka, w wielu miejscach zbyt małe łuki. Pojawić się mają znaki B-9, które zakażą jazdy rowerem po ulicy i nakażą poruszanie się po ciągu pieszo-rowerowym, który jest zbyt wąski. Wygląda na to, że głównym założeniem było wyeliminowanie rowerzystów z jezdni.

Dla urzędników jesteś partnerem do rozmowy czy traktują cię jako natręta, któremu cały czas coś się nie podoba i marudzi?

- Różnie, bardzo różnie. Z urzędnikami trudno czasem nawiązać kontakt, ale jest coraz lepiej. Chcemy dbać o jakość powstającej infrastruktury rowerowej w mieście i regionie, więc musimy nauczyć się rozmawiać ze sobą. Rowerzyści - zrzeszeni i niezrzeszeni - muszą być traktowani poważnie. Działalność naszej organizacji zaczęła się od tego, że rower stawał się coraz popularniejszy, coraz więcej osób przesiadało się na dwa kółka, a infrastruktura była tak niskiej jakości, że trzeba było jakoś zareagować.

Jak zaczynaliśmy działać, to pod UMK nie było ani jednego porządnego stojaka. Pod Biblioteką Główną stał jeden byle jaki, przy którym parkowały trzy rowery. Jak pojawił się porządny, to od razu był pełny. Normą jest, że samochód parkujemy pod domem, pracą i sklepem. Podobnie musi być z rowerami - stojaki, zadaszone wiaty i boksy nie są drogim wynalazkiem, a na pewno ułatwią cyklistom życie. Utrzymanie takich obiektów przez wiele lat nie wymaga kosztów. Największą popularność rowerów zauważamy na osiedlach, gdzie są domy jednorodzinne i na Bydgoskim Przedmieściu - tam po prostu ludzie mają miejsce do ich przechowywania. Gorzej jest na Rubinkowie - nie każdy może sobie pozwolić na trzymanie roweru w domu.

Toruń jest wygodnym miastem dla cyklistów?

Z pewnością wiele się zmieniło przez ostatnie kilka lat na lepsze. W 100 proc. wygodnego miasta dla rowerzystów w Polsce nie ma. Liderem w naszym kraju jest według moich obserwacji Wrocław, z tym że porównywanie go z Toruniem nie ma sensu - to różnej wielkości miasta, z innymi problemami i potrzebami.

Rowerzyści prezentują różny poziom umiejętności jazdy na rowerze. Staramy się działać dla ogółu - uczestnikami ruchu jest i starsza pani dojeżdżająca na działkę, dziecko, które dopiero uczy się jeździć, osoby, które na rower wsiadają okazjonalnie, i takie, które dziennie pokonują kilkadziesiąt kilometrów. Dla każdego powinno być bezpieczne miejsce w ruchu drogowym.

Komfort zależy nie tylko od jakości drogi, po której się poruszamy, lub roweru, na jakim jeździmy. Duży wpływ na nasze zadowolenie z przejażdżki ma zachowanie innych uczestników ruchu, którym często niestety brakuje podstawowej wiedzy i kultury.

- Rzeczywiście, to nas różni od wielu krajów europejskich. Poziom kultury na drodze nie jest zbyt wysoki, co tyczy się wszystkich uczestników ruchu drogowego. Rowerzystów jest coraz więcej, więc szczególnie kierowcy muszą się nauczyć zwracać na nich uwagę. Bardzo ważna jest także edukacja. Braliśmy udział w projekcie "Rowerowa szkoła" - prowadziliśmy zajęcia, podczas których uczyliśmy dzieciaki prawidłowych zachowań na drodze, promując oczywiście rower jako środek transportu. W tym temacie jest naprawdę wiele do zrobienia.

Jazdę rowerem promujecie przede wszystkim, organizując cieszące się popularnością masy krytyczne. Wasza różni się od tych na całym świecie - jest legalna, nie odbywa się w ostatni piątek miesiąca. Niektórzy twierdzą, że to nie jest prawdziwa masa.

- Pierwsza masa odbyła się ponad 20 lat temu w San Francisco. Ma ona korzenie anarchistyczne - był to w pewnym sensie bunt przeciwko masom samochodów w miastach. Były to akcje nieformalne, bez organizatorów, zdarzało się, że dochodziło do zatargów z kierowcami i policją. Nam nigdy nie chodziło o to, żeby przez promowanie rowerów wkurzać kierowców. Nie chcemy wywoływać niepotrzebnych konfliktów.

Naszą masę planujemy z wyprzedzeniem - wyznaczamy trasę przejazdu, która nie powinna sprawić trudności rowerzystom o mniejszych umiejętnościach i siłach, zgłaszamy przejazd jako zgromadzenie, zabezpiecza nas policja i są ratownicy medyczni. Chodzi o to, aby namówić ludzi do wspólnej przejażdżki, pokazać, że rower jest fajną alternatywą dla samochodu i autobusu. Bo o to chodzi we wszystkich naszych działaniach.

(*) - Paweł Wiśniewski - prezes Stowarzyszenia Rowerowy Toruń, jeden z organizatorów Toruńskiej masy Krytycznej.

Rozmawiała Żaneta Kopczyńska

Trasy rowerowe z błędami

Stowarzyszenie Rowerowy Toruń zwraca uwagę na błędy w realizacji i projektowaniu trzech dróg rowerowych w regionie.

Trasa Toruń - Unisław

Ponad dwudziestokilometrowa droga biegnie dawnym nasypem kolejowym. Jej oficjalne otwarcie zaplanowano pod koniec września, ale rowerzyści już z niej korzystają. Największe wątpliwości budzą oznakowania skrzyżowań z drogami poprzecznymi - nakazują zejście z roweru i przeprowadzenie go po pasach dla pieszych. Rowerowy Toruń proponuje ustawienie znaków ustąp pierwszeństwa przejazdu lub wyznaczenie rowerowych przejazdów. Na trasie brakuje miejsc do postoju oraz barierek ograniczających wjazd quadów, traktorów i innych pojazdów. Przygotowanie drogi kosztowało 6,7 mln zł.

Trasa Toruń - Osiek

Nawierzchnia leśnego odcinka drogi została wykonana z naturalnego kruszywa, które zdaniem rowerzystów nie jest odpowiednie. Nie da się go utwardzić, przez co jazda po trasie nie jest komfortowa. Innego zdania jest Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych, która właśnie taki rodzaj kruszywa wskazała za optymalny. Niektóre fragmenty drogi są zbyt wąskie, a spadki wysokości nie zostały uregulowane. Wątpliwości budzi również nieodpowiednie oznakowanie. Droga ma być ukończona do końca tego roku.

Trasa Toruń - Chełmża

Rowerowy Toruń zwraca uwagę na błędy projektowe trasy - niektóre jej fragmenty mają być węższe, niż mówią przepisy. Rowerzystom nie podobają się również plany ustawienia znaków B-9, które zakazują jazdy po ulicy i nakazują poruszanie się po ciągach pieszo-rowerowych, które nie są dostosowane do wszystkich potrzeb cyklistów. Wskazują również, że w projekcie uwzględniono budowę drogi rowerowej przy ul. Lipowej w Łysomicach w miejscu, gdzie kilka lat temu został wybudowany chodnik. Spełnia on kryteria ścieżki dla rowerów, nie ma więc powodu, by go przebudowywać i niepotrzebnie podwyższać koszt całej inwestycji. Do przetargu na wykonanie drogi stanęło siedmiu chętnych. Najniższa oferta to 13,1 mln zł. Trasa ma być gotowa do kwietnia przyszłego roku.

Artykuł pochodzi z toruńskiego wydania lokalnego Gazety.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.