Trasy rowerowe dla rodzin, amatorów i zawodowców: Rowerem po Beskidach

Trasy w polskich Beskidach poziomem trudności nie odbiegają od alpejskich, ale nie pozwalają się nasycić widokami - tyle na nich drzew. Jednak najdłuższa z tras w poniższym zestawieniu, okrążająca masyw Baraniej Góry, tej wady nie ma. Pojedziemy przez odkryte, pełne łąk kopuły Trójwsi i widoków nam nie zabraknie.

Trasa ekstremalna - Nieco okrutna, ale widoki wspaniałe

Ruszamy spod skoczni w Szczyrku w stronę potoku Żylica i dalej w prawo, w górę strumienia. Po prawie dwóch kilometrach docieramy do głównej drogi w dolinie i rozpoczynamy wspinaczkę na Przełęcz Salmopolską. Widoki będzie nam psuła astronomiczna wręcz ilość szmat reklamowych zawieszonych w każdym możliwym miejscu. Większość ludzi poza tym śmietnikiem kolorowych plam i tak nic nie zauważy, więc skutek tych reklam jest wręcz odwrotny. Miejmy nadzieję, że wkrótce ich właściciele to zrozumieją.

Z ulgą opuścimy zagospodarowane przez człowieka tereny. Wspinamy się wąską doliną i dopiero na przełęczy otworzą się nam szersze widoki. Salmopol jest dziś zdecydowanie intensywniej zagospodarowany niż kilka lat temu. Pod Białym Krzyżem nie będziemy mieć problemu, żeby się posilić. Za nami największy podjazd wycieczki, choć mamy za sobą dopiero 11 kilometrów. Jesteśmy za to na 943 metrach nad poziomem morza, a startowaliśmy nieco powyżej 200 metrów n.p.m.

Przy dystansie, jaki mamy dziś pokonać, trzeba darować sobie górskie szlaki, więc poruszać się będziemy głównie asfaltem. Z Salmopola droga jest prosta - prowadzi w dół, do Wisły. Na 20. kilometrze przejeżdżamy pod skocznią im. Adama Małysza. Za Malinką skręcamy w lewo - drogowskazy skierują nas do Czarnego i pałacyku prezydenta. Po prawej miniemy największy wiślański wodospad. Od tego miejsca podjeżdżamy aż do Kubalonki. Miejscami podjazdy są bardzo strome, ale wysiłek wynagrodzą nam atrakcyjne widoki: najpierw zapora i Jezioro Czerniańskie, a potem serpentyny wąskiej asfaltówki z mijankami dla samochodów przy podjeździe do pałacyku. Przy okazji budowy lądowiska dla helikopterów odkryto nieco stok, dzięki czemu to miejsce zyskało znacznie na uroku. Wcześniej prawie wszystko zasłaniały drzewa. Jeśli nie mamy rezerwacji na zwiedzanie, to i tak nie obejrzymy modernistycznych wnętrz prezydenckich. Za nami dopiero jedna trzecia trasy, więc pięknym bukowym lasem jedziemy dalej na przełęcz Kubalonka, skąd ruszamy w dół do Istebnej. Zanim tam dotrzemy, znajdziemy się na dnie doliny Olzy, skąd czeka nas podjazd na wyniesienie trzech beskidzkich wsi: Istebnej, Koniakowa i Jaworzynki.

Wspinając się główną drogą, będziemy mogli oglądać sięgające wielu kilometrów panoramy, należy sobie tylko życzyć dużej przejrzystości powietrza w dniu naszej wycieczki. Trójwieś usiana jest szlakami rowerowymi, więc okolica może być miejscem głębszej, wielodniowej rowerowej penetracji. Dziś korzystamy jednak z głównych odcinków dróg, kierując się za drogowskazami na Koniaków. Docieramy do wsi po 39 km jazdy.

Koniaków nie jest końcem wspinaczki - musimy jeszcze dotrzeć do wzgórza Koczy Zamek, skąd rozpościera się najlepsza panorama Beskidu Śląskiego i Żywieckiego.

W tym miejscu opuszczamy główną drogę i kierujemy się na północny wschód, w stronę Kamesznicy Górnej. Zjeżdżamy w dół, zostawiając po prawej wzniesienie Koczego Zamku. Poprowadzi nas najpierw szlak zielony, a potem niebieski. Na 50. kilometrze czeka nas inżynierska atrakcja - szeroki na całą dolinę wiadukt drogi ekspresowej nr 69. Widok iście alpejski. Piękny most, który stoi na wpół wykorzystywany, bo nie zbudowano jeszcze tunelu pozwalającego ominąć Węgierską Górkę w drodze na Słowację.

Za znakami niebieskimi pojedziemy wzdłuż planowanego przebiegu ekspresówki do Ciśca. Jedziemy wzdłuż doliny, po dnie której biegnie linia kolejowa. Droga wznosi się i opada. Bardziej opada, bo na 56. kilometrze docieramy do Węgierskiej Górki. Tam przez cztery kilometry będziemy zmuszeni skorzystać z głównej drogi prowadzącej do Żywca. W miejscu, gdzie zaczyna się droga ekspresowa, zjeżdżamy za drogowskazami w stronę Twardorzeczki. Pomogą nam znaki czerwonego szlaku. Kierujemy się na północ.

Trasa jest nieco okrutna - to już ostatnie kilometry, a my będziemy pokonywać boczną drogą pasmo wzniesień i dolin. Niewysokich, ale wyczerpujących. Na 74. kilometrze docieramy do Buczkowic. Skręcamy w lewo, na drogę prowadzącą do Szczyrku. Przed nami ostatnie trzy kilometry do zamknięcia pętli.

Dystans: 78 km i 2500 metrów przewyższeń

Czas: 7 godzin 45 minut

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Trasa średnia - Esencja przyjemności jazdy na rowerze

Trasa o średnim dystansie w Wiśle zapewni nam doznania nie tylko estetyczne, ale również odrobinę adrenaliny.

Zaczynamy jak w trasie rodzinnej - pod wodospadem w Malince, ale zjeżdżamy od razu w dół do Wisły, gdzie w Dziechcince na rondzie kierunkowskazy skierują nas na Istebną. Będziemy blisko centrum miasteczka - warto zobaczyć modernistyczny plac Hoffa, który pełni rolę uzdrowiskowego deptaka i rynku.

Warto wyjechać na trasę wcześnie rano, wówczas ruch na drodze do Istebnej jest umiarkowany. Około południa towarzyszyć będzie nam ryk motocyklowych silników i kolumny samochodów zmierzających na Kubalonkę. Kiedy dotrzemy do przełęczy gładkim, świeżo położonym asfaltem, odbijemy natychmiast w stronę Wisły Czarne, gdzie dotrzemy krętą, wąską drogą z mijankami dla aut.

Serpentynami pokonujemy kilkaset metrów różnicy wysokości. Czysta przyjemność i wiatr we włosach. W połowie drogi mijamy zabudowania rezydencji prezydenckiej zbudowanej z piaskowca i pokrytej miedzianym dachem (według oryginalnego projektu dachy były płaskie, ale ten pomysł w górach się nie sprawdza i Mościckiemu lało się na głowę).

Kolejne kilometry jazdy w dół i docieramy do zalewu - Jeziora Czerniańskiego. Po zachodniej stronie do jeziora wpada Biała Wisełka. My przejedziemy od południa nad Czarną Wisełką. W zalewie obie się mieszają i tu zaczyna się królowa polskich rzek. Okrążamy zalew od północy, jak podczas trasy rodzinnej. W ten sposób zamykamy pierwszą pętlę naszej wycieczki. Teraz czas na drugą.

Jedziemy do wodospadu w Malince i skręcamy w boczną drogę - ulicę Bajcary. Docieramy do drogi na Szczyrk i skręcamy w prawo. Przejeżdżamy pod skocznią narciarską w Malince i pniemy się na najwyższą na tej trasie przełęcz - Salmopol. Będzie nam z pewnością towarzyszyło wielu rowerzystów. To ambitny podjazd, ale dzięki serpentynom wydaje się krótszy, niż jest w rzeczywistości. Podjazd bez forsowania się powinien zająć około godziny. Do przejechania z Wisły Malinki mamy 9 km.

Biały Krzyż oferuje dziś turystom sporo możliwości zaspokojenia głodu i pragnienia. Warto skorzystać przed deserem, jakim będzie jeden z najpiękniejszych zjazdów w Beskidach. Na początku musimy jednak trochę popchać rower - na początkowym odcinku szlaku na Malinowską Skałę. Jest zbyt stromo, by podjeżdżać, i najzwyczajniej brakuje przyczepności. Jeszcze kilkanaście lat temu turyści piesi z niechęcią patrzyli na rowery górskie na nieutwardzonych ścieżkach. Dziś rowerzyści prawie nikomu nie przeszkadzają, bo nastały czasy, kiedy góry są rozjeżdżane przez quady i motocykle enduro. Zmienił się kontekst i rowery przestały być największym złem.

Po kilkuset metrach szlak się wypłaszcza i można jechać odsłoniętym grzbietem aż do skrzyżowania szlaków pod Malinowską Skałą. Skręcamy w prawo, gdzie odtąd będziemy trzymać się znaków szlaku zielonego. Czeka nas teraz długi, łagodny zjazd bardzo przyzwoitą drogą gruntową. Widoki, które nam będą towarzyszyły, to wisienka na torcie dzisiejszej wycieczki.

Wyjedziemy na asfalt dokładnie obok parkingu przy wodospadzie. Na końcówce trasy miniemy skocznię im. Adama Małysza i ledwo co zabliźnione rany w lesie, jakie zadała ta inwestycja. Budowniczowie zrobili wszystko, by uruchomić osuwisko - wycięli las, zdemolowali górną warstwę gruntu tak, że po deszczu ten odcinek stawał się błotnistym safari, a woda dostawała się między łupkową skałę, pomagając grawitacji przemieścić zwały ziemi. Dziś odcinek wygląda już lepiej, choć ostatnie metry zjazdu potrafią ubrudzić rower i jeźdźca błotem spod kół.

Dziesięciokilometrowy zjazd powinien osłodzić nam trudy wspinania się na Salmopol.

Za nami dwie połączone pętle

Dystans: 42 km i ponad 1000 metrów przewyższeń

Czas: ponad 4 godziny

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Trasa rodzinna - Prowadzenie roweru w górach nie jest powodem do wstydu

Wisła, jak każda górska miejscowość położona w dolinie, może być zarówno świetnym punktem startowym do wycieczek rowerowych, jak i kłopotem. Z powodu braku dróg i ścieżek ciężko zamknąć pętlę i wycieczki odbywają się sięgaczami - podjeżdżamy i zjeżdżamy tą samą drogą.

Trasa rodzinna ma niespełna 20 kilometrów, ale jest pełna atrakcji. Jej niewielka długość wynika z wysokości, jakie trzeba pokonać. Łatwo nie będzie. Ruszamy z parkingu obok hotelu PTTK przy wodospadzie w Wiśle Malince. Nietrudno znaleźć tam miejsce do parkowania w niemiłosiernie zwykle zatłoczonym w weekendy miasteczku. Obok szumiącego wodospadu jest klimatyczna Karczma Drewutnia - warto zajrzeć, najlepiej z apetytem po wycieczce.

Ruszamy do góry za drogą prowadzącą do Wisły Czarne. Zaledwie po dwóch kilometrach podjazdu docieramy nad zaporę na rzece. Za usypanym wałem rozlewa się spore Jezioro Czerniańskie, a za nim oczywiście Czarna Wisła - jej źródliskowy odcinek. Trafimy tam, ale dopiero za jakąś godzinę i od lepszej, zjazdowej strony.

Obok zapory znajduje się skrzyżowanie z bardzo wyraźnymi drogowskazami kierującymi nas do pałacyku prezydenta. Ten kompleks budynków, powstały w miejscu habsburskiego pałacyku myśliwskiego, był darem autonomii śląskiej dla przedwojennego prezydenta Ignacego Mościckiego. Pałacyk można obejrzeć z zewnątrz, a kto chce wejść do środka, musi wcześniej zrobić rezerwację. Skoro rezerwacji nie mamy, mijamy serpentynkami wijącymi się po stoku kolejne budynki i wąską asfaltową drogą wspinamy się w stronę Kubalonki. To najtrudniejszy podjazd na całej trasie. Warto w tym miejscu przypomnieć sobie stwierdzenie, że nie ma niczego złego w prowadzeniu roweru pod zbyt stromą górę.

Na odcinku trzech kilometrów wspięliśmy się na wysokość ponad czterystu metrów. Przez dłuższy czas zostaniemy na tym poziomie. Przed piątym kilometrem trasy droga się rozwidla, przy czym asfaltowa, lepsza część biegnie do przełęczy Kubalonka, a gorsza w stronę Szarculi, czyli tam, gdzie się teraz udamy. Jedziemy wzdłuż czerwonego szlaku pieszego.

Jak na góry, będziemy mieć kilka kilometrów prawie płaskiej drogi, którą dotrzemy do Stecówki. Na polanie zobaczymy wspaniała panoramę Trójwsi. Stoi tam także prywatne schronisko i odbudowany po pożarze sprzed dwóch lat kościół Matki Bożej Fatimskiej.

Jedziemy dalej czerwonym szlakiem w stronę doliny Wisełki. Czeka nas odcinek jazdy terenowej. Proszę pamiętać, że sprowadzanie roweru w dół na trudnym górskim szlaku nie jest powodem do wstydu.

Szybko tracimy wysokość, docieramy do dna doliny i asfaltowej ścieżki, która prowadzi w stronę schroniska PTTK na Przysłopie. Nie jest to budynek, który byłby dziełem sztuki - ot, modernistyczny hotel górski, dlatego możemy sobie darować i pojechać kilometr, dwa w górę rzeki.

Droga w dół to już czysta przyjemność. Zjeżdżamy do Czarnego, uważając na pieszych podchodzących szlakiem na Baranią Górę.

W osadzie Czarne po dotarciu do parkingu nie jedziemy za drogą, lecz skręcamy lekko w prawo, by objechać dookoła zalew utworzony przez zamykającą dolinę zaporę. Najpierw podjeżdżamy lasem na wschód do Cieńkowa, a potem ulicą Nad Zaporą skręcamy na zachód. Po kilkunastu minutach dojedziemy do korony zapory. Stąd mamy już tylko drogę w dół do wodospadu.

Dystans: ponad 18 km i 430 metrów przewyższeń

Czas: ok. 2 godzin

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.