Z przyczepką i sakwami - rowerem po Warmii [cz. 2] Na trasie

Potraktowałyśmy nasz wyjazd jako test sprzętu, rowerów i naszych terenowych możliwości. Zabrałyśmy rzeczy do biwakowania, dwa zestawy: rower + przyczepka towarowa i rower + sakwy na bagażnik oraz SIEBIE czyli dwie, niemal początkujące rowerzystki - początkujące, przynajmniej wyprawowo.

Zobacz też: Z przyczepką i sakwami - rowerem po Warmii [cz. 1] Przygotowania do wyprawy

Dzień pierwszy: Warszawa - Olsztyn - Nowe Kawkowo (Lawendowe Pole) (30 km)

O 6:45 wyjechałyśmy z Warszawy pociągiem do Olsztyna. Podróż trwała około 3h i nie nastręczała wielu problemów. W środku tygodnia, bladym świtem pociąg był pusty. Czas potrzebny na zapakowanie do pociągu całego sprzętu to jakieś 10 minut.

W Olsztynie dworzec znajduje się przy wylotówce z miasta. Jest to całkiem spora, trochę dziurawa ulica i spokojnie można nią jechać kierując się ul. Partyzantów w stronę ul. Bałtyckiej. Wzdłuż całego wyjazdu z Olsztyna ciągnie się ścieżka rowerowa. Trasa jest malownicza, bo prowadzi wzdłuż jeziora, ale za to trochę nieprzyjemna ze względu na zmorę rowerzystów - ciągłe telepanie przy podjazdach dla samochodów. Przy Orlej, gdzie kończy się ścieżka rowerowa, zaczyna się dukt, którym z powodzeniem można objechać ruchliwą drogę 527 i przy okazji wjechać na niebieski Szlak Napoleoński. Ten zaprowadzi nas do Nowego Kawkowa w ogóle nieuczęszczanymi dróżkami przez wioski i pola.

w trasiew trasie fot. KK fot. KK

Po drodze jest strzelnica sportowa, położona w kamieniołomie, pole pysznych jeżyn i Jankowo, gdzie jest sklep z częściami "do wszystkich pojazdów". Skorzystałyśmy z niego przy awarii jednego z rowerów - i niestety - okazało się, że nie "do wszystkich" :)

Nowe Kawkowo od Jankowa dzieli bardzo przyjemny fragment trasy - leśny, umiarkowanie stromy i o dość dobrej nawierzchni. W Kawkowie skręcamy na Gołogórę i po 300 m jazdy brukowaną drogą trafiamy na "Lawendowe Pole" - nasz pierwszy nocleg. Na terenie gospodarstwa znajduje się Żywe Muzeum Lawendy, plantacja, dom właścicieli, pensjonat i staw z miejscem do wypoczynku (wiata, hamaki itp.). W muzeum można dowiedzieć się czegoś o uprawie lawendy, destylacji olejku i kupić lawendowe dziwactwa.

LawendaLawenda fot. KK fot. KK

Możliwość rozbicia tam namiotu i przenocowania trzeba konsultować z właścicielami, ale jedna noc zwykle nie stanowi problemu. Opłata - w naturze :) - nam przypadło w udziale opisywanie słoików z letnimi przetworami. Gospodarze udostępniają wrzątek, a czasem nawet łazienkę.

Dzień drugi: Nowe Kawkowo - Ględy (Glendoria) - Kretowiny (20 km)

Wyjeżdżając z Kawkowa warto wpaść na kawę do Galerii Nowe Kawkowo i dowiedzieć się, skąd na wsi tyle "miejskich" inicjatyw. Poczujecie się tam jak, nie przymierzając, w najbardziej artystycznych kawiarenkach na Powiślu lub w NYC. Czynne od 12:00, a więc wcześniej będzie trochę czasu na późne śniadanie, obejrzenie lawendy i zwiedzenie muzeum. Karmią tam ciasteczkami z lawendy, polewają lawendową wodą i puszczają filmy o lawendzie....

Z Kawkowa do Ględów jest niedaleko, ok. 13 km. Zrobienie tam przystanku może leżeć głównie w interesie "dziewczyńskiej" części wycieczki, ale nie wykluczamy, że panom również może się tam spodobać. Przy Glendorii (nazwijmy to nietypowym gospodarstwem agroturystycznym), w środku lasu mieści się Camp Spa - królestwo Natalii. Na dość sporej przestrzeni powstały poukrywane w krzakach platformy do aromatyzowanych kąpieli w wodzie z mieszanką ziół, sauna, balia, leśne kino, hamakownia i miejsce do masażu. Warto - byłyśmy, ekhm, zadowolone:) Spędziłyśmy tam około 5 godzin na cudownym relaksie w pachnącym i gorącym lesie.

kąpielekąpiele fot. KK fot. KK

Wymasowane i wymoczone w skrzypie i różanych płatkach, pod wieczór wyruszyłyśmy do Kretowin, nad jezioro Narie. To zaledwie 10 km, ale warto sobie na to przeznaczyć więcej czasu, gdyż szosa jest w fatalnym stanie. Więcej dziur ma tylko ser szwajcarski albo plaster miodu. Przyczepką szarpie i rzuca na wszystkie strony, a podjazdy są dość strome.

podjazdpodjazd fot. KK fot. KK

Camping Kretowiny mieści się na samiutkim końcu cypla. Gdy dojedziemy już do "turystycznego serca" miejscowości lepiej podjąć wyzwanie i przedzierać się przez deptak, pełen ludzi i budek z lodami - jest znacznie krócej niż objeżdżać cały cypel asfaltówką, jak chcą drogowskazy. Recepcja jest przy bramie. Panowie prowadzący - miłośnicy rowerów - przychylą wam nieba. Nam za spektakularny wyczyn - czyli przyjechanie z całym majdanem na rowerach i robiącą furorę przyczepkę - przyznali nocleg na preferencyjnych warunkach (dzięki!). Pole campingowe jest spore, czyste, z wydzielonymi boksami. Mieści się nad samym jeziorem. Są skrzynki do podłączenia się do prądu i wyremontowane prysznice. Rowery, dzięki uprzejmości panów z recepcji, można schować w zamykanym schowku (warto zapytać o taką możliwość przed przyjazdem i wszystko ustalić). Sklep jest blisko, otwarty do późna, więc wszystko, co potrzebne do późnej kolacji można łatwo nabyć. Leniom pozostanie obżeranie się lodami, ziemniakami na patyku i pieczonym tłuszczem z budki.

Dzień trzeci: Kretowiny - Zawady - Kretowiny (20 km)

Dzień spędziłyśmy stacjonarnie, oddając się uciechom jeziornego kurortu. W pobliżu campingu jest wypożyczalnia sprzętu wodnego, plac zabaw i centrum atrakcji wszelkich w postaci automatów, sklepików itp. Latem trafiają się regaty - nam trafiły się o Błękitną Wstęgę Jeziora Narie - można oglądać, a można i wystartować - poziom wyrównany;)

regatyregaty fot. KK fot. KK

Można też powiosłować łódką lub kajakiem na pobliskie wyspy.

kajakkajak fot. KK fot. KK

Po południu lub wieczorem, kiedy znudzi się festynowe żarcie, naprawdę warto wybrać się na kolację do restauracji Calma w Zawrotach. Można fajnie zjeść i jednocześnie zobaczyć jak przyjemnie jest jeździć na rowerze bez tych wszystkich ciężarów. W obie strony to jakieś 20 km, a po wzniesieniach można jechać 10 km/h szybciej. To dopiero jest moc! Restaurację prowadzi Włoch i podaje dania łączące kuchnie polską z włoską. Porcje są duże, baaardzo duże, ceny rozsądne, a gospodarz przemiły. Warto wpaść choćby ze względu na "czekadełko" które to składa się z przyrządzanych na miejscu marynowanych w occie pomidorów, czegoś na kaształt ajvaru (cukinia zapiekana z pomidorami, rodzynkami i ziołami na słodko), smalcu, kiszonych ogórków i domowej wędliny. Restauracja ma całkiem spory taras z widokiem na leśne chaszcze i staw. Wrócić na pole namiotowe można inną drogę, przez Florczaki i starą żwirownię (mapkę i info można dostać u panów z recepcji na polu namiotowym, mają sporą wiedzę o lokalnych zabytkach i polecają jeszcze jedną restaurację "Pod Strzechą"). Po powrocie do Kretowin wieczór warto spędzić, integrując się z mieszkańcami pola (głównie miejscowymi) - nam za przełamywacz lodów posłużyły: menażka, kuchenka turystyczna i... popcorn do mikrofali.

popcornpopcorn fot. KK fot. KK

dzień 4 - ostatni: Kretowiny - Ostróda - Olsztyn - Warszawa

Planując powrót, można wziąć pod uwagę dwie opcje: można jechać przez Ostródę i pociągiem dostać się do Olsztyna, albo podjąć wyzwanie i wracać tą samą drogą, którą się przyjechało. My zdecydowałyśmy się na opcję z Ostródą. Trasa z Kretowin do Ostródy jest rewelacyjna i chyba stworzona z myślą o rowerzystach: nowa, równa nawierzchnia, strome podjazdy i długie zjazdy, sprawiają, że jedzie się bardzo przyjemnie. Trasa w dużej mierze biegnie przez las więc jest chłodno i słońce nie pali na wiór.

przez lasprzez las fot. KK fot. KK

Przed dojazdem do trasy S7, przy salezjańskim ośrodku wypoczynkowym, trzeba odbić w lewo na leśną drogę nad jeziorem, oznaczoną na mapie jako zielony szlak. Jedzie się przez las wzdłuż rezerwatu przyrody i wjeżdża do Ostródy od strony ul. Plebiscytowej. Do dworca PKP jest jakieś pół godziny bardzo spokojnej jazdy przez miasto. Można wybrać trasę nad jeziorem, wzdłuż wyciągu wakeboardowego i zjeść pyszne lody.

Pociąg do Olsztyna ma wagony rowerowe, ale można też złożyć sprzęt w pierwszym wagonie - podróż trwa ok. 30 minut.

W Olsztynie, aby szczęśliwie wrócić do Warszawy, trzeba już tylko poczekać na pociąg. Jeśli będziecie mieć trochę czasu, na ul. Chrobrego 4 jest świetna restauracja "Cudne Manowce", która promuje lokalne potrawy (np. pierogi z jeziornymi rybami lub gęsiną) i muzykę Starego Dobrego Małżeństwa.

Pociąg do Warszawy bywa zatłoczony pod koniec weekendu - jak się okazało - latem z rowerami wraca sporo osób. Warto przyjść na peron 30 min przed odjazdem i spokojnie zająć sobie miejsce - pociąg podstawiany jest wcześniej.

Co po powrocie?

a) Pranie - nie należy obserwować koloru wody wydalanej przez pralkę przy pierwszym płukaniu.

b) planowanie następnej wyprawy "na sakwy"... bo jak się przekonałyśmy dość łatwo da się ogarnąć naprawdę fajną podróż z myślą o SPA w lesie :)

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.