Na rowerze od morza do gór. Powstanie blisko 10 tysięcy km rowerowych tras?

Mamy szansę dogonić rowerową Europę, a nawet ją prześcignąć. Nad polskimi rzekami może powstać niemal 10 tys. km tras dla jednośladów.

Nasze miasta przez lata były odwrócone od swoich rzek. Na szczęście to się zmienia. I zmiany dotyczą nie tylko miast.

Lubimy jeździć nad wodą, więc pewnie nas ucieszy, że nowe trasy rowerowe wytyczane będą na wałach przeciwpowodziowych, które ciągną się przez około 9 500 km. To trzy razy więcej niż długość słynnego szlaku nad Dunajem. Będzie więc gdzie się rozpędzać, a w zasięgu rowerowego turysty znajdzie się niemal cała Polska.

Latem zeszłego roku prezydent Bronisław Komorowski skierował do Sejmu projekt nowelizacji Prawa wodnego. W piątek 4 kwietnia w Sejmie odbyło się trzecie czytanie projektu. Zmiana przepisów ma ułatwić budowanie tras rowerowych właśnie na wałach. Jeżeli chodzi o nasze największe rzeki, już w tej chwili możemy przejechać się brzegami Nysy Łużyckiej i Odry (po niemieckiej stronie) oraz pokonać niemal 400-kilometrowy (gruntowy) szlak wzdłuż Warty. W przygotowaniu są trasy nad Wisłą.

ZOBACZ: Trasy przecinające granice państw

Zielone korytarze

Wytyczenie ponadtysiąckilometrowego szlaku biegnącego wzdłuż Wisły i łączącego góry z Bałtykiem to propozycja prezydenta Komorowskiego. Plany śmiałe, na razie jednak mamy 9,5 tys. km wałów, a tras nadrzecznych wciąż stosunkowo niewiele. Tymczasem nad Dunajem, Loarą, Renem, Łabą cyklista ma do dyspozycji wiele tysięcy kilometrów dróg i ścieżek (trzy tysiące wzdłuż samego tylko Dunaju, pomiędzy miastem Donaueschingen w Niemczech a Morzem Czarnym).

No dobrze, ale po co nam właściwie szlaki nad rzekami? Przecież rowerzysta to nie kajakarz. Wodę do picia może zabrać ze sobą w manierce, a wykąpać się w napotkanym po drodze jeziorze.

- Nadrzeczne trasy są interesujące nie tylko ze względów krajobrazowych - mówi Maciej Zimowski , prowadzący Facebookowy fanpage "Rzeki dla rowerów". - Przebiegają zielonymi korytarzami pomiędzy historycznymi starówkami miast, dlatego są wybierane przez większość turystów, którzy chcą nie tylko wypocząć na łonie przyrody, ale także zobaczyć zabytki.

ZOBACZ: 9 pomysłów na rowerową wycieczkę

fot. Stefan Brajterfot. Stefan Brajter fot. Stefan Brajter fot. Stefan Brajter

Lepsze niż EuroVelo

Poza tym rzeki są po prostu malownicze. Nie da się ukryć, lubimy wodę i wybieramy się nad nią specjalnie po to, żeby uprawiać sporty. Nie tylko wodne. Mieszkańcy Trójmiasta śmigają rowerami nad Bałtykiem, poznaniacy pedałują, jeżdżą na rolkach i biegają wokół Jeziora Maltańskiego, a mieszkańcy Nicei czy Barcelony uprawiają jogging wzdłuż Morza Śródziemnego.

Dlatego Maciej Zimowski, który zawodowo organizuje wycieczki rowerowe, chętnie przeciwstawia trasy nadrzeczne szlakom EuroVelo, czyli takim, które łączą poszczególne kraje europejskie i niekoniecznie biegną nad rzekami.

- EuroVelo są dla tych, którzy chcą pokonać w poprzek kontynent, zaliczać kilometry - ocenia surowo. - Siłą rzeczy trasy te prowadzą więc przez mniej ciekawe tereny. W rezultacie na Zachodzie na stu rowerzystów, którzy pojadą wzdłuż rzeki, może jeden wybierze EuroVelo.

I rzeczywiście, weźmy taki Szlak Stolic, czyli EV2, który łączy Dublin, Londyn, Berlin, Warszawę, Mińsk i Moskwę. Miasta może i warte odwiedzenia, ale... czy nie łatwiej dotrzeć tam samolotem?

ZOBACZ: Najlepsze europejskie miasta dla rowerzystów [BLOG]

Koniec z bieda-szlakami

Myliłby się ten, kto by sądził, że rowerowi turyści dzielą się tylko na zwolenników rzek i EuroVelo. Tych podziałów jest trochę więcej. Są na przykład miłośnicy asfaltu i ścieżek gruntowych. Ci pierwsi argumentują, że na zachodzie Europy przeważają właśnie drogi asfaltowe.

- W moich wycieczkach biorą udział także osoby starsze i mniej sprawne, które muszą codziennie pokonywać po kilkadziesiąt kilometrów - zwraca uwagę Zimowski. - Asfalt oznacza najmniejsze opory toczenia, choć oczywiście gładka droga szutrowa to też nie jest wielki problem. Niestety, w Polsce szlaki prowadzi się także pozarastanymi ścieżkami czy rozjeżdżonymi przez ciężki sprzęt, błotnistymi duktami - ubolewa. - Taka na przykład Nadwarciańska Trasa Rowerowa to typowy "bieda-szlak", wertepy na wałach, tabliczki powieszone na bezdrożach...

Dla odmiany nasz rozmówca zachwala asfaltową dróżkę po niemieckiej stronie Nysy Łużyckiej, gdzie na początku maja tego roku organizuje kolejną wyprawę.

- Niestety, nie mieliśmy pieniędzy na wyasfaltowanie nadwarciańskich wałów - rozkłada ręce Andrzej Kaleniewicz z samorządu wielkopolskiego, bo to on właśnie wytyczył 377-kilometrowy szlak z Międzychodu do Jeziorska.

Za granicą bywa łatwiej. Na przykład nad Renem czy Dunajem od dawna istniały umocnione drogi burłacze, którymi poruszały się ciągnące barki konie. Wystarczyło tylko położyć tam asfaltowy dywanik.

ZOBACZ: Ile NAPRAWDĘ bagażu trzeba zabrać na wycieczkę rowerową

Dziwna fascynacja betonem

Wykorzystywanie już istniejących dróg nie budzi kontrowersji, sporo rowerowych turystów protestuje jednak przeciwko "betonowaniu brzegów rzek":

- Dziwi mnie taka fascynacja asfaltem - przyznaje Witold Męczyński z Poznania, turysta rowerowy. - Zupełnie nie przekonuje mnie argument, że coś istnieje za granicą. Przecież najpopularniejsze dziś są rowery górskie, więc w zupełności wystarczy równa droga gruntowa, dobrze oznaczona i naniesiona na mapę. Najważniejszy jest kontakt z naturą!

Asfalt czy grunt, istotne jednak, że nowe trasy w ogóle powstają.

- W Poznaniu bardzo elegancko się podróżuje nową, asfaltową drogą rowerową, biegnącą pomiędzy Wartą a ulicą Szelągowską - chwali Dagna Chwarścianek, miejska rowerzystka. - Przydałaby się jednak jakaś dłuższa trasa nadwarciańska.

Życzenie Dagny najprawdopodobniej się ziści, jako że władze miasta planują wytyczenie 12-kilometrowej Wartostrady pomiędzy mostami Lecha i Przemysła I.

Nowa ścieżka rowerowa powstanie także w Warszawie.

- Dziś rowerzyści mogą jeździć nad Wisłą na Pradze - mówi Andrzej Rehorowski, prezes Fundacji Rower w Mieście. - Trwa jednak remont nabrzeża po stronie Starówki, gdzie też powstanie droga rowerowa.

W Krakowie popularna, nadwiślańska trasa rowerowa prowadzi do Tyńca.

- Trasa jest dobrze połączona z innymi drogami rowerowymi i dość komfortowa - ocenia Małgorzata Dębnicka, prowadząca Facebookowy fanpage "Rowerzystka miejska".

ZOBACZ: Sześć tysięcy kilometrów, sześć azjatyckich krajów, trzy kobiety na rowerach

Wycieczka Gryfowskiego Towarzystwa CyklistycznegoWycieczka Gryfowskiego Towarzystwa Cyklistycznego fot. Jan Wysopal fot. Jan Wysopal

1200 km z dzieckiem w przyczepce

W województwie kujawsko-pomorskim trwają prace nad wytyczeniem po obu stronach rzeki Wiślanej Trasy Rowerowej. Z Torunia będzie można pojechać nią na północ (aż za Grudziądz) lub na południe - do Dobrzynia nad Wisłą. Trasa ma stanowić fragment tysiąckilometrowego szlaku od gór do Bałtyku, tego samego, o którym marzy prezydent Komorowski.

Podobne prace trwają i w innych nadwiślańskich województwach. Na przykład małopolski odcinek trasy nadwiślańskiej ma powstać do 2020 r. Szlak w miarę możliwości będzie wyasfaltowany i pobiegnie po wałach.

- 1200-kilometrowa trasa wzdłuż Wisły może być interesująca dla wielu turystów, zwłaszcza jak już obrośnie infrastrukturą typu hotele czy gastronomia - ocenia Marcin Hyła ze stowarzyszenia "Miasta dla rowerów". - Nawet z dzieckiem w przyczepce taki dystans będzie można pokonać w dwa tygodnie. Natomiast istniejąca dziś w Małopolsce Wiślana Trasa Rowerowa jest wprawdzie oznakowana, ale nie biegnie po wale, tylko meandrami, a bez mapy łatwo się na niej zagubić.

Zdaniem naszego rozmówcy wytyczanie nowego szlaku najlepiej zacząć od miast.

- Służyłby on wówczas zarówno turystom, jak i cyklistom jeżdżącym rekreacyjnie czy dojeżdżającym do pracy - tłumaczy.

Wykorzystanie 9,5 tys. km wszystkich wałów rzecznych to już pieśń dalszej przyszłości.

- Ustawa to tylko narzędzie - mówi Hyła. - To od samorządów zależy, jak to narzędzie wykorzystają.

ZOBACZ: Z sześciolatką na rowerze w świat

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.