Poradnik: Najtrudniejsze pytania zadawane miejskiemu rowerzyście - część 3. (chwilowo ostatnia)

To już trzecie spotkanie z najtrudniejszymi pytaniami zadawanymi miejskiemu rowerzyście. Tym razem postaram się odpowiedzieć na pytania, które wysłaliście do nas w mailach i komentarzach (za które bardzo dziękujemy).

Poczytaj: Najtrudniejsze pytania zadawane miejskiemu rowerzyście - część 1 . - część 2 .

Okazuje się, że wyobraźnia rowerowych laików nie zna granic. Część pytań, które przesłaliście zaskoczyły nawet mnie. Być może szukanie problemów tam, gdzie ich nie ma oraz zadawanie rowerzystom zagadek godnych sfinksa jest przemyślaną taktyką kierowców samochodów, która ma na celu usunięcie rowerzystów z ulic i skierowanie ich do bibliotek i instytutów badawczych. Na szczęście w komentarzach często podawaliście swoje odpowiedzi (które nota bene częściowo będę cytował). Wygląda więc na to, że tak, jak coraz lepiej jesteśmy przygotowani na jazdę zimą, tak i nasze zdolności obrony przed trudnymi pytaniami rowerowych laików wzrastają. To cieszy. Im szybciej odpowiemy na zagadki kierowców samochodów, tym szybciej będziemy mogli jechać. No to jedziemy.

1. O Boże, jak pani wejdzie z tym rowerem do windy?

Trudno zrozumieć wszystkie przesłanki stojące za takim pytaniem. Być może pytający próbował kiedyś wprowadzić swój samochód do windy i mu się nie udało. Należałoby wtedy mu po prostu wytłumaczyć, że samochód zajmuje tyle miejsca co 15 rowerów, a skala ma znaczenie. Prawdopodobne również, że zadający pytanie - znowu oceniając po sobie - nie wierzy w to, że rowerzyści potrafią poruszać się na własnych nogach. I - byc może słusznie - spodziewa się, że wjazd do windy może stanowić pewien problem. Wtedy warto pokazać, że poruszanie się piechotą nie jest aż takim problemem, jak może wydawać się przeciętnemu notorycznemu kierowcy. Najlepiej jednak skorzystać z prostego rozwiązania czytelniczki, która nadesłała to pytanie (prostota to wszak wielki atut roweru) i odpowiedzieć tak jak ona:

- Tak samo jak z niej wyszłam.

2. Jeździsz w spódnicy?!

To jedno z tych pytań, na które odpowiedzieć jest mi naprawdę trudno. Nie tylko dlatego, że rzadko jeżdżę w spódnicy (a jeśli jeżdżę, to raczej nikt mnie już o nic nie pyta). Również dlatego, że trudno mi zrozumieć, czemu miałoby to być dziwne. Przecież zdecydowanie dziwniejsze jest jeżdżenie bez spódnicy (tu link do wiadomej galerii). Być może kierowcy padają ofiarą wrogiej propagandy i wierzą, że rowerzyści powinni być ubierani w jakieś specjalne uniformy. Tymczasem to oni, jako zdecydowanie bardziej niebezpieczny gatunek, powinni być wyraźnie oznakowani (dajmy na to w pomarańczowe kombinezony). My natomiast powinniśmy dbać o to, aby po prostu nas zauważano. A w tym zdecydowanie pomaga spódnica. Dlatego w odpowiedzi na takie pytanie warto zacytować odpowiedź proponowaną przez jedną z internautek:

- Spódnica ułatwia skręt w lewo.

3. Jeździsz w butach na obcasie?

To pytanie jest tylko trochę podobne do poprzedniego. Wprawdzie wychodzi z tego samego absurdalnego założenia, że rowerzysta, podobnie jak kominiarz czy myśliwy, powinien być ubrany w charakterystyczny strój, jednak wzmocnione jest również niewiedzą na temat anatomii roweru. Chodzi o to, że w samochodzie również są pedały, nie służą jednak do kręcenia nimi, tylko do nerwowego wciskania ich na zmianę (przyspieszam-hamuję-przyspieszam-hamuję-przyspieszam-staję w miejscu). W czynności tej buty na obcasach podobno rzeczywiście przeszkadzają. Stosując swoją wiedzę z zakresu jazdy samochodem w odniesieniu do roweru, kierowca popełnia zabawny błąd. Skorzystajmy z tego i po raz kolejny pokażmy atuty roweru, jako wehikułu który nie ogranicza swojego użytkownika i pozwala mu cieszyć się prawdziwą wolnością. Możliwa odpowiedź to parafraza bon motu Sailora Ripleya z "Dzikości serca":

- Moje buty na obcasie używane do jazdy rowerem są wyrazem mojej indywidualności i wiary w wolność jednostki.

4. Tym rowerem jechałeś [tu wstaw dowolną liczbę powyżej 2] kilometrów?

Jedną z podstawowych barier w przechodzeniu na roweryzm jest wiara automobilistów, że jeżdżenie rowerem jest sportem. Sport jak wiadomo wymaga odpowiedniego przygotowania, śmiesznych ubrań i wypasionego sprzętu. Dlatego każdy rower, który nie jest karbonowym cudem za 29 tysięcy złotych, uważany jest za niezdolny do jazdy, a każdy rowerzysta mimo wszystko jadący takim rowerem - za szarlatana. W pewnym sensie trudno się dziwić takiemu podejściu. Typowy automobilista nie chce dopuścić do swojej świadomości, że można za sensowny rower zapłacić tyle, ile on wydaje miesięcznie na samo parkowanie i choinkę zapachową. Aby automobilista miał jakąś korzyść z zadania tego pytania, warto wytłumaczyć, że rower aby jechać potrzebuje ramy, kół i napędu. A wszelkie rozwiązania typu klimatyzacja, ABS, wspomaganie kierownicy i elektroniczny wtrysk tylko niepotrzebnie podnoszą koszty. Ponieważ jednak trudno jedną pogadanką zerwać z niesłusznymi sportowymi konotacjami, należy się w nie wpisać, choćby taką odpowiedzią:

Daję radę tylko dzięki EPO. Przetaczanie krwi ani sterydy niestety nie wystarczały.

5. Czy jesteś rowerem?

Sądząc z listów i komentarzy, jest to najczęstsze pytanie stawiane miejskiemu rowerzyście. Proponujecie, aby na taką podchwytliwą zagadkę odpowiadać "nie, człowiekiem". Tymczasem wydaje się, że odpowiedź nie jest aż taka prosta. Wziąwszy pod uwagę to wszystko, co wiem o sobie, swoim rowerze i innych wieloletnich cyklistach i cyklistkach, prawidłowa odpowiedź na to pytanie brzmi:

- Tylko w połowie - od siodełka w dół.

Jeśli uważacie, że wciąż jakieś trudne pytania zostały bez odpowiedzi - piszcie do nas, adres rowery@agora.pl działa cały czas. Ja tymczasem zakładam spódnicę i szpilki, wsiadam na swój mocno sfatygowany rower i ruszam na przejażdżkę po deszczowym mieście.

Konrad Olgierd Muter

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.