Jak unikać drogowej agresji

Stres, napięte nerwy, jasno określone granice, które ciągle ktoś przekracza, ambicje, ograniczone zasoby, symbole, ciągłe ryzyko śmierci lub zranienia. Brzmi jak wojna? Nie. To tylko ruch uliczny. Trudno się dziwić, że czasem wybuchają w nim konflikty. Konflikty, w których niechronieni uczestnicy ruchu raczej nie mają większych szans na zwycięstwo. Jak więc powinniśmy zachowywać się w sytuacji agresji drogowej?

Przykłady z życia wzięte

Scena pierwsza. Rowerzysta jedzie jednym z warszawskich kontrapasów, zatrzymuje się przy samochodzie, który blokuje jezdnię w taki sposób, że mijające go auta muszą wyjeżdżać na czołówkę z jadącymi kontrapasem rowerzystami. Tłumaczy mu, dlaczego takie parkowanie jest niebezpieczne. Kierowca jest opryskliwy, rowerzysta wdaje się w utarczkę słowną, rusza, ale kawałek dalej kierowca dopada go, zrzuca z roweru, bije.

Scena druga. Samochód wyprzedza rowerzystę bez zachowania odpowiedniego dystansu. Rowerzysta uderza dłonią w auto, by dać do zrozumienia, że dystans powinien być większy. Kierowca zatrzymuje się z piskiem opon. Wściekły pasażer auta zaciąga ręczny i wybiega z samochodu, dopada rowerzystę, wyzywa, zrzuca z roweru.

Scena trzecia. Dopiszcie ją sobie sami. Prawdopodobnie wy też uczestniczyliście choć raz w zdarzeniu, które można nazwać agresją drogową. Może kiedyś sami ją wywołaliście? Czy da się uniknąć takich sytuacji? Jak się zachować, gdy do nich dochodzi?

Obelgi, obraźliwe gesty, przemoc

Agresja drogowa to poważne zjawisko, polegające na tym, że sfrustrowani kierowcy (czasem też pasażerowie) samochodów oraz inni uczestnicy ruchu (piesi,rowerzyści, motocykliści) obrzucają się wyzwiskami, pokazują sobie obraźliwe gesty, zajeżdżają drogę (a nawet próbują rozjechać, czy zepchnąć z jezdni), wreszcie - biją się. Takie zachowania mogę kończyć się uszkodzeniem pojazdu, obrażeniami a nawet śmiercią. W Stanach Zjednoczonych niemal codziennie dochodzi do wypadku (często zakończonego ofiarą śmiertelną), którego bezpośrednią przyczyną są akty agresji drogowej. W Polsce takich statystyk się nie prowadzi, ale jeśli jeździcie w miarę regularnie dowolnym pojazdem wiecie, że nie należymy do aniołków.

Zobacz też: Drogowy savoir vivre

Agresja drogowa jest szczególnie niebezpieczna dla niechronionych uczestników ruchu. Oni nie mają zbroi, która obroni ich przed najechaniem, dlatego rowerzyści powinni szczególnie unikać podobnych utarczek. Tu naprawdę działa prawo dżungli - słabsi (mniejsi) zawsze przegrywają z silniejszymi (większymi). Co gorsza - silniejsi są świadomi swojej siły i lubią ją wykorzystywać.

Korki najczęstszą przyczyną puszczania nerwów

Naukowcy zajmujący się badaniem agresji drogowej zauważają, że bardzo ważnym czynnikiem wywołującym ją jest duże natężenie ruchu i stres związany z poruszaniem się w korku. Frustracja wywołana przez stanie w miejscu oraz zachowania innych uczestników, którzy próbują cwaniakować mogą skończyć się tak, jak w filmie Upadek z Michaelem Douglasem.

Frustracja wynikająca ze stania w korkach nie dotyczy rowerzystów. Oni jadą dalej. Ale są inne powody, dla których to rowerzysta może stać się drogowym agresorem. Często frustruje nas to, że inni uczestnicy ruchu nie przestrzegają przepisów, stwarzając zagrożenie. Ile razy zdarzyło nam się zdenerwować na kierowców, którzy wymusili pierwszeństwo na przejeździe, wyprzedzili nas bez zachowania odpowiedniego dystansu, czy trąbili na nas, jakbyśmy mogli im tak po prostu zniknąć od tego sprzed maski. Jeśli na nasze gesty czy okrzyki oni z kolei odpowiedzieli agresywnie, spirala została uruchomiona i raczej nic dobrego z tego nie wyjdzie.

Ślepa furia

Nawet jeśli po naszej stronie jest racja, po stronie naszych przeciwników jest tona żelastwa, którą można rozpędzić do stu kilkudziesięciu km/h. Dlatego najlepiej nie odpowiadać agresją na agresję. Jak zwracają uwagę badacze, osoby uczestniczące w agresji drogowej często przestają zdawać sobie sprawę z konsekwencji swoich czynów. Wpadają w rodzaj furii, który uniemożliwia postawienie granicy. Wtedy o wypadek nie trudno. Na obraźliwy gest czy klepnięcie ręką w maskę mogą odpowiedzieć pobiciem, najechaniem, zepchnięciem z drogi. Z naszej strony drogowa furia może objawiać się urwaniem lusterka, czy wybiciem szyby w odwecie za obelgę.

Uśmiech zamiast krzyku

Kiedy mamy do czynienia z agresją drogową często pomaga drastyczna zmiana zachowania. Na czyjeś okrzyki, trąbienie czy miganie światłami możemy odpowiedzieć uśmiechem i życzliwym pytaniem. Tego nasz przeciwnik się nie spodziewa i jest szansa na to, że takie zachowanie rozładuje sytuację. A na pewno pomoże uspokoić się nam - nie wejdziemy na ścieżkę wiodącą do fioletowych plam przed oczami i złowrogiego szumu krwi nasyconej adrenaliną w uszach.

Zobacz też: Rowerzysto, uważaj na miejskie przeszkody

Możemy też po prostu odjechać. Jesteśmy w o tyle dobrej sytuacji, że nie stoimy w korkach. Nawet, jeśli ktoś zajechał nam drogę, za kilka sekund możemy być 100 metrów dalej (podczas gdy on będzie dalej tkwił w tym samym miejscu). Wolność od korków to jedno z najlepszych lekarstw na agresję drogową, jakie dostępne jest dla rowerzystów.

Kulturą zdziałasz więcej

Oczywiście są takie momenty, kiedy uważamy, że niebezpieczne zachowania kierowców należy im objaśnić. Róbmy to zawsze kulturalnie, zwracając się na Pan/Pani i tłumacząc, jaki przepis złamali. Bardzo często przyjmują to do wiadomości i przepraszają. To jest jedyna szansa na to, że następnym razem zachowają się lepiej. Jeśli odpowiadają agresywnie, po prostu zakończmy rozmowę. Nic dobrego nie przyjdzie z eskalacji. Jeśli do kogoś nie dociera uprzejmość i rzeczowe argumenty, raczej nie dotrą do nich kalumnie. Po takiej wymianie myśli w najlepszym wypadku zostaje niesmak, w najgorszym - zniszczony rower czy nawet obrażenia ciała.

Samochód - broń dużego kalibru

Jeśli ktoś zachowuje się agresywnie, łamie przepisy i stwarza niebezpieczeństwo, warto również rozważyć zgłoszenie tego na policję. Nie traktujmy tego jak donos. Pomyślmy o tym, że kierowca w stanie agresji drogowej ma w rękach naprawdę niebezpieczną broń. Poza szczegółami zdarzenia podajmy policji markę samochodu, numer rejestracyjny, miejsce zdarzenia oraz kierunek, w którym auto się przemieszcza. Jeśli mamy rejestrator wideo - zachowajmy nagranie.

Niech cechuje nas spokój

Ważne jest też, abyśmy byli wyrozumiali, żeby samemu nie stać się agresorami. W miastach naprawdę trudno jest jeździć nie łamiąc żadnych przepisów. Jeśli będziemy wdawać się w utarczki z każdą osobą, która choć kawałek wjechała na pas rowerowy, wyprzedziła nas w odległości choć o centymetry mniejsze niż dopuszczalny metr i wyglądała jak ktoś, kto chce wymusić na nas pierwszeństwo - osiwiejemy wcześniej i stracimy całą przyjemność z jazdy rowerem . A przecież ostatecznie - to co się dzieje na ulicach to przecież nie wojna i naprawdę prawdziwych morderców drogowych jest tu bardzo mało.

Zobacz też: Jezdnia nie tylko dla samobójców

Jeśli mogę was prosić - nie piszcie w komentarzach o tym, jak bardzo kierowcy (lub rowerzyści) są źli, bo wam kiedyś zdarzyła się z jednym z nich przykra sytuacja. To do niczego nie prowadzi - nie ma co tworzyć konfliktu tam, gdzie go być nie powinno - dzielmy się drogą, szanujmy się, naszym wspólnym celem jest dojechać całym i zdrowym na miejsce. Napiszcie raczej, jakie znacie dobre sposoby na to, by konfliktowa sytuacja na drodze nie stała się groźnym wybuchem agresji.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.