Misja Somena - opowieść o rowerzyście z Indii (niemal bez słowa o tym, jak mu w Polsce ukradziono rower)

Moim zamiarem nie jest bicie rekordu - mówi Somen. - Choć oczywiście wiem, że kiedy ukończę tę podróż, pobiję kilka - dodaje. I wylicza: jeden człowiek, 191 krajów, 200 tysięcy kilometrów na rowerze, 16 lat w podróży. 20 milionów ludzi, do których dotrze ze swoim przesłaniem. - Ludzie są moim rekordem.

Przeczytaj: Jak Somenowi zginął rower w Polsce? Dzięki akcji na Facebooku, życzliwym ludziom i firmie Giant (przy skromnym udziale akcji "Polska na rowery") Somen ma już nowy rower.

Somen nie wygląda na wyczynowca. Długie ciemne włosy, broda, jasne, przenikliwe (choć jednocześnie gdzieś błądzące) spojrzenie, dziesiątki obrączek na przegubach obu rąk.

Te obrączki to podarunki od ludzi, których poznał po drodze. Niektóre z nich mają barwy państw, przez które przejeżdżał. Jest obrączka łotewska, litewska, barwy mieszają się. Somen odwiedził już ponad 60 krajów. Ilu ludzi po drodze spotkał? Nie liczy tego. Ale cały czas o nich pamięta.

Rower dla Somena Debnatha od Gianta i Polska na Rowery

- Kiedyś spotkałem Tomasa, Litwina. Był bardzo przygnębiony. Powiedziałem mu: "Czemu się tak smucisz? Jesteś młody i silny. Weź rower i jedź, dokąd chcesz!". Powiedział mi, że nie wie, co zrobić ze swoim życiem. Dodał, że zawsze chciał odwiedzić Indie. Po kilku miesiącach dostałem od niego wiadomość: "Somen, jestem w Indiach! Rowerem!". Bardzo mnie to ucieszyło. Pojechałem więc na Litwę i zadzwoniłem do niego: "Przyjacielu, ty jesteś w moim kraju, a ja przyjechałem do Twojego! Pozdrawiam".

Somen wygląda i mówi jak hipisowski prorok: - Kiedy jadę rowerem, jestem blisko przyrody, blisko człowieka, blisko wspólnoty. Nie jeżdżę rowerem dla zdrowia. Jeżdżę rowerem, bo to jest dobre dla mojego umysłu, dla mojej duszy. Rower pokazuje, jak możemy zrobić coś dobrego dla świata, dla społeczeństwa, dla drugiego człowieka. To bardzo ważne.

Somen mówi jak prorok, ale woli widzieć się w roli ambasadora. "Po pierwsze jestem ambasadorem roweru, po drugie - couchsurfingu, po trzecie jestem podróżującym ambasadorem Indii. Po czwarte jestem ambasadorem działań charytatywnych. Po piąte - ambasadorem ludzi".

Somen ma bowiem misję. Wszędzie tam, gdzie dociera rowerem, opowiada o kulturze Indii (szczególnie o Zachodnim Bengalu z którego pochodzi) oraz o profilaktyce HIV/AIDS. Somen zachęca szkoły i instytucje, by zgłaszały się do niego, jeśli chcą zaprosić go na wykład. - Nie znam granic. Chcę dotrzeć do wszystkich, którzy chcą mnie słuchać.

Misja i wielka podróż rozpoczęły się dość niewinnie. Dwa dni po skończeniu studiów (studiował zoologię i malarstwo) ruszył na wyprawę po Indiach. - Wcześniej zdarzało mi się jeździć rowerem do szkoły. Maksymalnie dziesięć kilometrów dziennie - wspomina. Kiedy zjechał północno-wschodnie Indie, ruszył na wschód. Później postanowił jechać jeszcze dalej. Od tamtej pory minęło siedem lat. Teraz ma już w nogach ponad 80 tysięcy kilometrów. Po drodze kilka razy zmieniał rower. Ostatnio w Londynie, gdzie dostał dobrze wyposażonego Treka. Kilka miesięcy później dojechał tym rowerem do Warszawy. To ten rower ukradziono mu z klatki schodowej domu , w którym zatrzymał się u coachsurfera Tymona.

- Nie wierzę w złe doświadczenia - mówi Somen. - Kiedy dowiedziałem się, że ukradli mi rower powiedziałem: czego mam się lękać? Żyję wśród ludzi. Ludzie są moim wsparciem. I zobacz co się stało, ile wsparcia dostałem...

Co złego może się zdarzyć rowerzyście podczas 16-letniej podróży dookoła świata?

Na przykład zbyt ruchliwe drogi. - Często jadę bardzo ruchliwymi trasami. Mijają mnie tysiące samochodów. Z reguły jadę dalej. Do przodu. Ale czasem muszę się zatrzymać i wycofać. Odzyskać wewnętrzną równowagę. I jechać dalej inną drogą.

Może też się zdarzyć kiepska pogoda. - Najtrudniej było chyba w Tadżykistanie. Minus 35 stopni i śnieżyca. Po kilku kilometrach zamarzałem. Ale zawsze znajdował się jakiś dom, w którym mogłem się zatrzymać i napić gorącej herbaty. Jak reagowali tadżyccy wieśniacy, do których chaty wchodził Indus na rowerze podczas mroźnej zamieci? - Ludzie są dobrzy - mówi Somen.

Czy świat nie jest dzisiaj zbyt niebezpieczny na to, by podróżować po nim rowerem? Tego obawiał się ojciec Somena. Zamachy, wojny, porwania. Somen przejechał już przez Birmę, Pakistan i Afganistan. Żyje. I powtarza, że wszędzie spotykał dobrych ludzi. Braci i siostry.

Bo wszyscy ludzie, jak twierdzi Somen, to jego bracia i siostry. Kocha ich i chce do nich dotrzeć. Rower jest do tego najlepszy. - To pojazd, którym możesz dojechać do serca drugiego człowieka - mówi Somen. - Pewne dlatego wybrałem ten rodzaj podróżowania.

Swojej prawdziwej, indyjskiej rodziny Somen nie widział od siedmiu lat. Oczywiście dzwoni do nich. Wysyła maile i listy. Cały czas jedzie z narzutą, którą dostał od matki. To jedyna część bagażu, która towarzyszy mu od początku.

- Mój bagaż waży 35 kilogramów - mówi Somen. - Czasem mniej, czasem więcej. Jestem podróżnikiem rowerowym. Nie muszę niczego za bardzo planować. Kiedy przychodzi lato, pozbywam się zimowych ubrań. Kiedy przychodzi zima, ma mniej podkoszulek i cienkich spodni. Jesienią będę na Grenlandii. Dlatego muszę wkrótce zdobyć coś cieplejszego.

Somen dużo korzysta z ludzkiej życzliwości. Często sypia u coachsurferów - międzynarodowej wspólnoty ludzi, którzy udostępniają swoje mieszkania podróżnikom, chcącym u nich przenocować. Drugą społecznością wspierającą go po drodze są użytkownicy portalu warmshowers.org - rowerzyści, przyjmujący u siebie innych rowerzystów podróżujących po świecie. W zamian za nocleg Somen opowiada. Ma o czym.

Dostaje też ubrania, rowery i sprzęt turystyczny, jedzenie i inne niezbędne w podróży rzeczy. Dobroczyńcami są zarówno firmy i instytucje, jak i pojedyńczy ludzie. Somen chce również sprzedawać kilometry swojej podróży. Ma ich jeszcze ponad 120 tysięcy. Przez stronę internetową każdy będzie mógł "kupić" kawałek trasy Somena. Uzbierane pieniądze Somen przeznaczy na centrum charytatywne, Global Village, które chce wybudować po swoim powrocie do domu. - Będzie składało się z sierocińca, domu starców, przedsiębiorstwa społecznego zatrudniającego najuboższych mieszkańców Indii, szkoły rolniczej i ośrodka dla nosicieli HIV i chorych na AIDS.

Kiedy już centrum powstanie, Somen zaprosi do niego wszystkich swoich braci i siostry. Ale chciałby z nimi spotkać się również wcześniej. 27 maja mija 7 lat od początku podróży. - Będę wtedy w Warszawie. Chciałbym, aby przyjechali do mnie wszyscy Ci, których poznałem po drodze, którzy mnie gościli, wspierali, pomagali mnie, którzy śledzą moją podróż. Chcę z każdym z nich porozmawiać i razem świętować tę rocznicę.

Kiedy goście już wrócą do swoich domów, Somen wsiądzie na nowy rower (po kradzieży zgłosiło się do niego kilka firm i wielu zwykłych ludzi, oferując mu nowy jednoślad) i ruszy dalej. Najpierw odwiedzi Niemcy, potem pojedzie do Danii. Dalej będzie Islandia i Grenlandia. Potem Francja, Hiszpania i Portugalia. Następne trzy lata Somen spędzi w Afryce. W latach 2015-2017 przejedzie przez obie Ameryki. W 2018 będzie w Kanadzie, na Syberii i w Mongolii. Potem przez Chiny dojedzie nad Pacyfik i zwiedzi jego wyspiarskie kraje oraz Australię. W 2020 roku przez południową Azję wróci do Zachodniego Bengalu.

A może podróż będzie przebiegać zupełnie inaczej? Somen nie jest niewolnikiem swoich planów. - Ludzie za bardzo skupiają się na planach. Mam misję i rower. Dwie rzeczy, które składają się na moje przeznaczenie. One są moją mapą - mówi.

Tak czy siak, jeśli wszystko pójdzie dobrze, za 9 lat Somen zakończy najdłuższą rowerową podróż świata. Pobije rekord. I zacznie budować Global Village.

Konrad Olgierd Muter

PS: W Polsce ukradziony Somenowi rower. 23 maja od firmy Giant przy współpracy akcji "Polska na rowery" rowerowy globtrotter otrzymał nowy rower.

POKAŻ JAK JEŹDZISZ - W ALBUMIE POLSKA NA ROWERY ( więcej informacji tutaj ):

Więcej o:
Copyright © Agora SA