Dlaczego rower to najlepszy pomysł na pierwszokomunijny prezent?

Maj to u katolików miesiąc pierwszych komunii. A więc również miesiąc komunijnych prezentów. Od wielu lat na listach przebojów pierwszokomunijnych podarunków króluje rower. I choć od pewnego czasu zdaje się przegrywać z konsolami, quadami, laptopami i zabiegami chirurgii plastycznej, wciąż mam nadzieję, że dobro w końcu zwycięży. Czemu?

Tradycja

Nie bez znaczenia jest kwestia tradycji. Rower był prezentem komunijnym, zanim powstały w Polsce hipermarkety i wypełniły się dalekowschodnim chłamem udającym rowery górskie. Już we wczesnych latach 80. XX wieku katolickie dzieci dostawały od swoich rodzin rometowskie cudeńka. Jestem przekonany, że to właśnie ze względu na pierwszą komunię bydgoska fabryka zaczęła produkować półkolarki - rowery o szosowej geometrii ramy z kołami 26 cali. Rowery były (obok enerdowskich zegarków i kopert wypchanych banknotami z Kopernikiem) tymi prezentami, od których zaczęło się narzekanie, że pierwsza komunia zamiast przeżyciem duchowym staje się festiwalem konsumpcji. Na usprawiedliwienie rowerów należy jednak dodać, że w pewnym sensie dostarczały jednak przeżyć duchowych.

Duchowość

I robią to do tej pory. Jeśli jesteście na przykład rodzicem chrzestnym komunijnego dziecka, poważnie traktujecie swoją rolę a jednocześnie nie chcecie kupować mu złotego medalika, słusznie podejrzewając, że zajmą się tym babcie, ciocie i rodzice, zastanówcie się nad wyborem roweru. Rower służy bowiem nie tylko do lansowania się na podwórku i ćwiczeń fizycznych. Odpowiednio użyty może również zapewnić ćwiczenia duchowe. Kiedy już twoje chrzestne dziecko otrząśnie się z pokomunijnego szoku, weź je na przejażdżkę i pokaż piękno natury, w ten sposób pobudzając do duchowego doświadczenia. Brzmi nieco patetycznie, ale na pewno zostanie przez dziecko przyjęte lepiej niż czytanie papieskich encyklik.

Dorastanie

Bardzo ważne jest bowiem dopasowanie prezentu do wieku dziecka. A 8-9 lat, kiedy to większość polskich katolików przystępuje po raz pierwszy do komunii, to doskonały moment na zmianę dotychczasowych rowerów dziecięcych na rower młodzieżowy. Skoro tak czy siak należy to zrobić (licząc się z wydatkiem powyżej pół tysiąca złotych), czemu nie połączyć pożytecznego z przyjemnym i nie dokonać zakupu w związku z pierwszą komunią. Przy okazji! Pamiętajcie o tym, że rower musi być odpowiednio dopasowany do wzrostu dziecka. Nie może być ani za mały, ani za duży (w sklepie podajcie wzrost dziecka, a w miarę możliwości, również długość nóg i ramion). Rower niedopasowany będzie po prostu niewygodny, a nie ma nic bardziej zniechęcającego do jazdy rowerem niż brak wygody. Ponadto na dobrze dopasowanym rowerze dziecko znacznie szybciej osiągnie odpowiednie poczucie równowagi, poziom kontroli i pewność manewrów, a więc najszybciej stanie się pełnowymiarowym rowerzystą.

Konsumpcja

Pełnowymiarowy rowerzysta to nie tylko ktoś, kto potrafi jechać bez trzymanki, zrobić stójkę lub z odpowiednią kadencją wjechać pod górkę o przewyższeniu 800 metrów. To również ktoś, kto jest świadomy, że każda nasza decyzja konsumencka ma swoje konsekwencje społeczne i środowiskowe dla nas i dla kolejnych pokoleń. I wybiera rower dlatego, by minimalizować liczbę negatywnych konsekwencji. Oczywiście nie chodzi o to, by zakazać dziecku wsiadania do samochodu lub oczekiwać od niego ekologicznej świadomości spotykanej jedynie u aktywistów Greenpeace. Niemniej warto pokazać dziecku, że robienie w lesie hałasu quadem jest bardziej szkodliwe dla przyrody niż jazda rowerem, siedzenie przed konsolą mniej integrujące niż wyścigi z kolegami wokół szkolnego boiska, a zabawa wypasionym domkiem dla lalek owszem może być przyjemna, ale dziewczynki powinny również wykonywać ćwiczenia fizyczne, z których jazda rowerem zdaje się najbardziej szykowna.

Pierwsza komunia Cycle Chic

I tu pojawia się kolejny argument, który jeszcze dwa lata temu mało komu przyszedłby do głowy. Jednak w ciągu tych dwóch lat niesamowitą popularność zdobyły foto blogi o elegancji na rowerze. Zmalała zaś popularność rowerów górskich. Z połączenia tych dwóch faktów dochodzimy do tego, że właściwie nie byłoby nic zdrożnego w tym, by pierwszokomunijne dziecko zasiadło na podarowanym bicyklu jeszcze zanim zdąży się przebrać w cywilne ciuchy. Oczywiście wszystko jest kwestią gustu, ale żaden pierwszokomunijny dzieciak w swojej białej sukni, albie czy beżowym garniturze, siedząc przy podarowanym laptopie czy nad zestawem małego chemika nie wyglądałby tak malowniczo jak na pierwszokomunijnym rowerze.

Nie ma czegoś takiego jak jeden rower za dużo

Oczywiście może się okazać, że ktoś już wpadł na podobny pomysł i kupił rower temu samemu dziecku. I tu znowu rower dowodzi swojej wyższości nad innymi dobrami ofiarowanymi z okazji pierwszej komunii. W przeciwieństwie bowiem do laptopów, zegarków, wież hi-fi i Biblii, rower może występować parami. Najprawdopodobniej ten "pierwszy" rower będzie jakąś młodzieżową wersją roweru trekkingowego lub górskiego. Trudno jednak, by 8-letnia księżniczka jeździła na biały tydzień "góralem", a 8-letni książę do biblioteki trekkingiem. Te rowery od kogoś innego niech zachowają sobie na wakacyjne eskapady w towarzystwie rodziców. Od was niech dostaną porządnego mieszczucha, zwrotnego bmx-a, praktyczny składak czy choćby odpicowaną półkolarkę przerobioną na niby-ostre. A co? Jest tylko jeden taki dzień w życiu, niech się dzieciakowi dobrze kojarzy! Konrad Olgierd Muter

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.