Z dziennika rowerzysty miejskiego: W wiosnę rozpędem, albo w krótkich spodenkach

Wczesna wiosna to pora, kiedy zimowym rowerzystom trudno się wtopić w tłum. Dlaczego?

Wiosna eksplodowała. Ostatnio jeżdżąc po na mieście na jednej tylko ulicy spotykam dziesięć razy więcej rowerzystów niż jeszcze miesiąc temu przez całą drogę do pracy. Wszystkich jednak łatwo podzielić można na dwie kategorie.

Jedni to rowerzyści "po-zimowi", czyli tacy, którzy w wiosnę wjechali nieco z rozpędu. Pomimo znacznie już wyższych temperatur, wciąż jeżdżą oni, nieco z przyzwyczajenia, w zimowych ubraniach. Czapki na uszy, rękawiczki, grube polarowe bluzy lub kurtki - oto znaki rozpoznawcze, kogoś kto wciąż jeszcze nie może się odzwyczaić od myśli, że z rana na dworze jest jest +13 stopni, a nie +3.

Drugi typ rowerzystów to rowerzyści, którzy dopiero teraz zaczęli sezon. Łatwo ich poznać, gdyż nie mają bagażu doświadczeń po zimie. Co za tym idzie, nie mają problemu by w ciągu dnia pokazać się na mieście w ubraniu idealnie dopasowanym do wiosennej pogody. Znaki rozpoznawcze - krótki rękawek i spodenki, bądź wiosenna sukienka.

Odróżnienie "po-zimowych" od "letnich" jest możliwe tylko teraz. Za kilka dni po-zimowi rowerzyści w końcu uwierzą wskazaniom termometru. Wtedy wszelkie różnice się zatrą i wszyscy będą wyglądać podobnie. Aż do jesieni.

Rafał Muszczynko

Więcej o:
Copyright © Agora SA