Z dziennika rowerzystki miejskiej: W trosce o lumbago

Na spotkania ze znajomymi rowerzystami zawsze przynoszę ciepłe i świeże anegdotki z drogi. Wolałabym przynosić ciastka.

Ostatnia wyprawa - a według mnie każda trasa powyżej 10 km pokonywana dowolnym środkiem transportu to "wyprawa" - a zatem ostatnia wyprawa do centrum miasta była owocna. Kupiłam kostium kąpielowy, odkryłam nowy kawałek drogi rowerowej* i dane mi było kontaktować się z kierowcami samochodów.

Kontakty z kierowcami samochodów to doświadczenie porównywalne z próbą kupienia kostiumu kąpielowego w marcu. W obydwu przypadkach należy uzbroić się w cierpliwość, zrozumienie dla drugiej strony i naprawdę nie oczekiwać zbyt wiele.

Kontakty te zwykle inauguruje dźwięk klaksonu. Co robi w takiej sytuacji osoba rowerowa? Najpierw sprawdza, czy nie łamie przepisów drogowych, a następnie upewnia się co do integralności pojazdu (może od roweru oderwało się koło?) i integralności własnej (wszystkie ko?czyny powinny być połączone z korpusem). Jeśli te obszary wydają się w porządku, warto dowiedzieć się, dlaczego na nas trąbią. Ponieważ samochody w mieście poruszają się w 1 - 4 kolumnach po kilkaset aut w każdej, ruchem jednostajnym prostoliniowym, gdzie v = 5 (lub stoją), łatwo jest przeprowadzić krótki wywiad z osobą trąbiącą.

Dobrze jest rozpocząć od uprzejmego Przepraszam, czy Pan/Pani trąbił/a na mnie? . Najczęściej okazuje się, że owszem. Teraz dociekamy, dlaczego owszem . I tu paleta odpowiedzi jest tak szeroka jak katalog kostiumów kąpielowych dostępnych w sprzedaży za 6-8 tygodni.

Tego marcowego dnia, gdy wyprawiłam się do centrum, kierowcy mieli wyjątkowe interesujące powody do trąbienia. Pewien taksówkarz wyjaśnił mi, że użył klaksonu, aby dać mi znać, że jedzie. Jego samochód bowiem jest duży i nie był pewien czy zmieści się obok mnie na jezdni. Nie udało mi się dowiedzieć, co jego zdaniem powinnam zrobić, by trąbienie odniosło skutek.

Zniknąć z powierzchni ziemi? Taksówkarz był przekonany, że trąbiąc ratuje mnie przed swoim własnym groźnym i nieobliczalnym samochodem. Porzuciłam taksówkarza w jego własnym groźnym korku i wyruszyłam dalej. Kolejny kontakt nawiązałam, gdy jechałam środkowym pasem wielkiej warszawskiej ulicy. Tamtejszy prawy pas to buspas, a tam rowerzystom nie wolno wjeżdżać, bo to podobno strasznie niebezpieczne. Kierowca wielkiego samochodu (swoją drogą, gdzie się podziały małe samochody?) postanowił opuścić ów buspas i za jednym zamachem zakończyć mój żywot. Ignorując lusterka i otaczającą go rzeczywistość (oraz mnie) zjeżdżał na lewy pas, spychając tę rzeczywistość (i mnie) swoim wielkim samochodowym cielskiem. I mnie, i rzeczywistości udało się wywinąć z tej opresji i odetchnąć na skrzyżowaniu. Cielsko stanęło tuż obok. Pukam w jego wielką szybę z zamiarem zapytania dlaczego? . Nie dane mi było. Ruszył natychmiast, ponownie ignorując biedną, oszołomioną rzeczywistość, która stała wraz ze mną na czerwonym.

Ale nic to. Słońce świeci, szalik jedzie w torbie, wiosna wkoło. Rowerzystów jak mrówków. Śmigają z tej i z tamtej, wesoło im. I mnie znów wesoło. Do czasu. Oto bowiem kolejny kierowca odczuwa nieodpartą potrzebę kontaktu. Sprawę ułatwiają mu długie czerwone światła na jednym ze skrzyżowań w centrum. Tym razem nie słyszę klaksonu, nikt też nie usiłuje mnie ukatrupić. Zamiast tego auto zbliża się na grubość lakieru. Odsuwam się. Ten odkręca szybkę. Nie ma na niego mocnych - kontakt musi być.

- Plecy ma Pani odsłonięte - słyszę spod blachy. Sprawdzam: torba wisi, lampka jest, ki czort?

- Przepraszam, ale co mam odsłonięte? - pytam, a kątem oka widzę jak tłum na niedalekim przystanku autobusowym przysuwa się do skraju jezdni, nadstawiając ucha.

- Ma Pani odkrytą skórę na plecach, łatwo o przeziębienie - wyjaśnia Troskliwy Kierowca.

- Aaa. Skórę. Nie szkodzi. Jest ciepło. Nic mi nie będzie. Dziękuję. Do widz... - chcę uciekać. Ale nadal czerwone, więc będzie mi dane do końca wysłuchać Troskliwego.

- Takie gołe plecy. Przeziębi się Pani. Zapalenie płuc jak nic. A potem dostanie Pani lumbago. Słyszeliście o badaniach, z których wynika, że rowerzysta rusza o ileś setnych sekundy szybciej niż samochód? Powinni przebadać rowerzystki. One ruszają jeszcze szybciej...

* - ma 20 metrów i wygląda jak odrzucona przez Akademię Sztuk Pięknych praca pt. "Sztuka współczesna wobec chodnika".

Agata Kowalska

Na spotkania ze znajomymi rowerzystami zawsze przynoszę ciepłe i świeże anegdotki z drogi. Wolałabym przynosić ciastka.

Ostatnia wyprawa - a według mnie każda trasa powyżej 10 km pokonywana dowolnym środkiem transportu to "wyprawa" - a zatem ostatnia wyprawa do centrum miasta była owocna. Kupiłam kostium kąpielowy, odkryłam nowy kawałek drogi rowerowej* i dane mi było kontaktować się z kierowcami samochodów. Kontakty z kierowcami samochodów to doświadczenie porównywalne z próbą kupienia kostiumu kąpielowego w marcu. W obydwu przypadkach należy uzbroić się w cierpliwość, zrozumienie dla drugiej strony i naprawdę nie oczekiwać zbyt wiele.

Kontakty te zwykle inauguruje dźwięk klaksonu. Co robi w takiej sytuacji osoba rowerowa? Najpierw sprawdza, czy nie łamie przepisów drogowych, a następnie upewnia się co do integralności pojazdu (może od roweru oderwało się koło?) i integralności własnej (wszystkie ko?czyny powinny być połączone z korpusem). Jeśli te obszary wydają się w porządku, warto dowiedzieć się, dlaczego na nas trąbią. Ponieważ samochody w mieście poruszają się w 1 - 4 kolumnach po kilkaset aut w każdej, ruchem jednostajnym prostoliniowym, gdzie v = 5 (lub stoją), łatwo jest przeprowadzić krótki wywiad z osobą trąbiącą.

Dobrze jest rozpocząć od uprzejmego "Przepraszam, czy Pan/Pani trąbił/a na mnie?". Najczęściej okazuje się, że owszem. Teraz dociekamy, dlaczego "owszem". I tu paleta odpowiedzi jest tak szeroka jak katalog kostiumów kąpielowych dostępnych w sprzedaży za 6-8 tygodni.

Tego marcowego dnia, gdy wyprawiłam się do centrum, kierowcy mieli wyjątkowe interesujące powody do trąbienia. Pewien taksówkarz wyjaśnił mi, że użył klaksonu, aby dać mi znać, że jedzie. Jego samochód bowiem jest duży i nie był pewien czy zmieści się obok mnie na jezdni. Nie udało mi się dowiedzieć, co jego zdaniem powinnam zrobić, by trąbienie odniosło skutek. Zniknąć z powierzchni ziemi? Taksówkarz był przekonany, że trąbiąc ratuje mnie przed swoim własnym groźnym i nieobliczalnym samochodem.

Porzuciłam taksówkarza w jego własnym groźnym korku i wyruszyłam dalej. Kolejny kontakt nawiązałam, gdy jechałam środkowym pasem wielkiej warszawskiej ulicy. Tamtejszy prawy pas to buspas, a tam rowerzystom nie wolno wjeżdżać, bo to podobno strasznie niebezpieczne. Kierowca wielkiego samochodu (swoją drogą, gdzie się podziały małe samochody?) postanowił opuścić ów buspas i za jednym zamachem zako?czyć mój żywot. Ignorując lusterka i otaczającą go rzeczywistość (oraz mnie) zjeżdżał na lewy pas, spychając tę rzeczywistość (i mnie) swoim wielkim samochodowym cielskiem. I mnie, i rzeczywistości udało się wywinąć z tej opresji i odetchnąć na skrzyżowaniu. Cielsko stanęło tuż obok. Pukam w jego wielką szybę z zamiarem zapytania "dlaczego?". Nie dane mi było. Ruszył natychmiast, ponownie ignorując biedną, oszołomioną rzeczywistość, która stała wraz ze mną na czerwonym.

Ale nic to. Sło?ce świeci, szalik jedzie w torbie, wiosna wkoło. Rowerzystów jak mrówków. Šmigają z tej i z tamtej, wesoło im. I mnie znów wesoło. Do czasu. Oto bowiem kolejny kierowca odczuwa nieodpartą potrzebę kontaktu. Sprawę ułatwiają mu długie czerwone światła na jednym ze skrzyżowa? w centrum. Tym razem nie słyszę klaksonu, nikt też nie usiłuje mnie ukatrupić. Zamiast tego auto zbliża się na grubość lakieru. Odsuwam się. Ten odkręca szybkę. Nie ma na niego mocnych - kontakt musi być.

-

*Plecy ma Pani odsłonięte* - słyszę spod blachy. Sprawdzam: torba wisi, lampka jest, ki czort?

-

*Przepraszam, ale co mam odsłonięte?* - pytam, a kątem oka widzę jak tłum na niedalekim przystanku autobusowym przysuwa się do skraju jezdni, nadstawiając ucha. -

*Ma Pani odkrytą skórę na plecach, łatwo o przeziębienie* - wyjaśnia Troskliwy Kierowca.

-

*Aaa. Skórę. Nie szkodzi. Jest ciepło. Nic mi nie będzie. Dziękuję. Do widz...* - chcę uciekać. Ale nadal czerwone, więc będzie mi dane do ko?ca wysłuchać Troskliwego. -

*Takie gołe plecy. Przeziębi się Pani. Zapalenie płuc jak nic. A potem dostanie Pani lumbago. *

Słyszeliście o badaniach, z których wynika, że rowerzysta rusza o ileś setnych sekundy szybciej niż samochód? Powinni przebadać rowerzystki. One ruszają jeszcze szybciej..

* ma 20 metrów i wygląda jak odrzucona przez Akademię Sztuk Pięknych praca pt. "Sztuka współczesna wobec chodnika".

Na spotkania ze znajomymi rowerzystami zawsze przynoszę ciepłe i świeże

anegdotki z drogi. Wolałabym przynosić ciastka.

Ostatnia wyprawa - a według mnie każda trasa powyżej 10 km pokonywana

dowolnym środkiem transportu to "wyprawa" - a zatem ostatnia wyprawa do

centrum miasta była owocna. Kupiłam kostium kąpielowy, odkryłam nowy kawałek

drogi rowerowej* i dane mi było kontaktować się z kierowcami samochodów.

Kontakty z kierowcami samochodów to doświadczenie porównywalne z próbą

kupienia kostiumu kąpielowego w marcu. W obydwu przypadkach należy uzbroić

się w cierpliwość, zrozumienie dla drugiej strony i naprawdę nie oczekiwać

zbyt wiele.

Kontakty te zwykle inauguruje dźwięk klaksonu. Co robi w takiej sytuacji

osoba rowerowa? Najpierw sprawdza, czy nie łamie przepisów drogowych, a

następnie upewnia się co do integralności pojazdu (może od roweru oderwało

się koło?) i integralności własnej (wszystkie ko?czyny powinny być połączone

z korpusem). Jeśli te obszary wydają się w porządku, warto dowiedzieć się,

dlaczego na nas trąbią. Ponieważ samochody w mieście poruszają się w 1 - 4

kolumnach po kilkaset aut w każdej, ruchem jednostajnym prostoliniowym,

gdzie v = 5 (lub stoją), łatwo jest przeprowadzić krótki wywiad z osobą

trąbiącą.

Dobrze jest rozpocząć od uprzejmego "Przepraszam, czy Pan/Pani trąbił/a na

mnie?". Najczęściej okazuje się, że owszem. Teraz dociekamy, dlaczego

"owszem". I tu paleta odpowiedzi jest tak szeroka jak katalog kostiumów

kąpielowych dostępnych w sprzedaży za 6-8 tygodni.

Tego marcowego dnia, gdy wyprawiłam się do centrum, kierowcy mieli

wyjątkowe interesujące powody do trąbienia. Pewien taksówkarz wyjaśnił mi,

że użył klaksonu, aby dać mi znać, że jedzie. Jego samochód bowiem jest duży

i nie był pewien czy zmieści się obok mnie na jezdni. Nie udało mi się

dowiedzieć, co jego zdaniem powinnam zrobić, by trąbienie odniosło skutek.

Zniknąć z powierzchni ziemi? Taksówkarz był przekonany, że trąbiąc ratuje

mnie przed swoim własnym groźnym i nieobliczalnym samochodem.

Porzuciłam taksówkarza w jego własnym groźnym korku i wyruszyłam dalej.

Kolejny kontakt nawiązałam, gdy jechałam środkowym pasem wielkiej

warszawskiej ulicy. Tamtejszy prawy pas to buspas, a tam rowerzystom nie

wolno wjeżdżać, bo to podobno strasznie niebezpieczne. Kierowca wielkiego

samochodu (swoją drogą, gdzie się podziały małe samochody?) postanowił

opuścić ów buspas i za jednym zamachem zako?czyć mój żywot. Ignorując

lusterka i otaczającą go rzeczywistość (oraz mnie) zjeżdżał na lewy pas,

spychając tę rzeczywistość (i mnie) swoim wielkim samochodowym cielskiem. I

mnie, i rzeczywistości udało się wywinąć z tej opresji i odetchnąć na

skrzyżowaniu. Cielsko stanęło tuż obok. Pukam w jego wielką szybę z zamiarem

zapytania "dlaczego?". Nie dane mi było. Ruszył natychmiast, ponownie

ignorując biedną, oszołomioną rzeczywistość, która stała wraz ze mną na

czerwonym.

Ale nic to. Sło?ce świeci, szalik jedzie w torbie, wiosna wkoło.

Rowerzystów jak mrówków. Šmigają z tej i z tamtej, wesoło im. I mnie znów

wesoło. Do czasu. Oto bowiem kolejny kierowca odczuwa nieodpartą potrzebę

kontaktu. Sprawę ułatwiają mu długie czerwone światła na jednym ze

skrzyżowa? w centrum. Tym razem nie słyszę klaksonu, nikt też nie usiłuje

mnie ukatrupić. Zamiast tego auto zbliża się na grubość lakieru. Odsuwam

się. Ten odkręca szybkę. Nie ma na niego mocnych - kontakt musi być.

-

*Plecy ma Pani odsłonięte* - słyszę spod blachy. Sprawdzam: torba wisi,

lampka jest, ki czort?

-

*Przepraszam, ale co mam odsłonięte?* - pytam, a kątem oka widzę jak tłum

na niedalekim przystanku autobusowym przysuwa się do skraju jezdni,

nadstawiając ucha.

-

*Ma Pani odkrytą skórę na plecach, łatwo o przeziębienie* - wyjaśnia

Troskliwy Kierowca.

-

*Aaa. Skórę. Nie szkodzi. Jest ciepło. Nic mi nie będzie. Dziękuję. Do

widz...* - chcę uciekać. Ale nadal czerwone, więc będzie mi dane do ko?ca

wysłuchać Troskliwego.

-

*Takie gołe plecy. Przeziębi się Pani. Zapalenie płuc jak nic. A potem

dostanie Pani lumbago. *

Słyszeliście o badaniach, z których wynika, że rowerzysta rusza o ileś

setnych sekundy szybciej niż samochód? Powinni przebadać rowerzystki. One

ruszają jeszcze szybciej..

* ma 20 metrów i wygląda jak odrzucona przez Akademię Sztuk Pięknych praca

pt. "Sztuka współczesna wobec chodnika".

Na spotkania ze znajomymi rowerzystami zawsze przynoszę ciepłe i świeże

anegdotki z drogi. Wolałabym przynosić ciastka.

Ostatnia wyprawa - a według mnie każda trasa powyżej 10 km pokonywana

dowolnym środkiem transportu to "wyprawa" - a zatem ostatnia wyprawa do

centrum miasta była owocna. Kupiłam kostium kąpielowy, odkryłam nowy kawałek

drogi rowerowej* i dane mi było kontaktować się z kierowcami samochodów.

Kontakty z kierowcami samochodów to doświadczenie porównywalne z próbą

kupienia kostiumu kąpielowego w marcu. W obydwu przypadkach należy uzbroić

się w cierpliwość, zrozumienie dla drugiej strony i naprawdę nie oczekiwać

zbyt wiele.

Kontakty te zwykle inauguruje dźwięk klaksonu. Co robi w takiej sytuacji

osoba rowerowa? Najpierw sprawdza, czy nie łamie przepisów drogowych, a

następnie upewnia się co do integralności pojazdu (może od roweru oderwało

się koło?) i integralności własnej (wszystkie ko?czyny powinny być połączone

z korpusem). Jeśli te obszary wydają się w porządku, warto dowiedzieć się,

dlaczego na nas trąbią. Ponieważ samochody w mieście poruszają się w 1 - 4

kolumnach po kilkaset aut w każdej, ruchem jednostajnym prostoliniowym,

gdzie v = 5 (lub stoją), łatwo jest przeprowadzić krótki wywiad z osobą

trąbiącą.

Dobrze jest rozpocząć od uprzejmego "Przepraszam, czy Pan/Pani trąbił/a na

mnie?". Najczęściej okazuje się, że owszem. Teraz dociekamy, dlaczego

"owszem". I tu paleta odpowiedzi jest tak szeroka jak katalog kostiumów

kąpielowych dostępnych w sprzedaży za 6-8 tygodni.

Tego marcowego dnia, gdy wyprawiłam się do centrum, kierowcy mieli

wyjątkowe interesujące powody do trąbienia. Pewien taksówkarz wyjaśnił mi,

że użył klaksonu, aby dać mi znać, że jedzie. Jego samochód bowiem jest duży

i nie był pewien czy zmieści się obok mnie na jezdni. Nie udało mi się

dowiedzieć, co jego zdaniem powinnam zrobić, by trąbienie odniosło skutek.

Zniknąć z powierzchni ziemi? Taksówkarz był przekonany, że trąbiąc ratuje

mnie przed swoim własnym groźnym i nieobliczalnym samochodem.

Porzuciłam taksówkarza w jego własnym groźnym korku i wyruszyłam dalej.

Kolejny kontakt nawiązałam, gdy jechałam środkowym pasem wielkiej

warszawskiej ulicy. Tamtejszy prawy pas to buspas, a tam rowerzystom nie

wolno wjeżdżać, bo to podobno strasznie niebezpieczne. Kierowca wielkiego

samochodu (swoją drogą, gdzie się podziały małe samochody?) postanowił

opuścić ów buspas i za jednym zamachem zako?czyć mój żywot. Ignorując

lusterka i otaczającą go rzeczywistość (oraz mnie) zjeżdżał na lewy pas,

spychając tę rzeczywistość (i mnie) swoim wielkim samochodowym cielskiem. I

mnie, i rzeczywistości udało się wywinąć z tej opresji i odetchnąć na

skrzyżowaniu. Cielsko stanęło tuż obok. Pukam w jego wielką szybę z zamiarem

zapytania "dlaczego?". Nie dane mi było. Ruszył natychmiast, ponownie

ignorując biedną, oszołomioną rzeczywistość, która stała wraz ze mną na

czerwonym.

Ale nic to. Sło?ce świeci, szalik jedzie w torbie, wiosna wkoło.

Rowerzystów jak mrówków. Šmigają z tej i z tamtej, wesoło im. I mnie znów

wesoło. Do czasu. Oto bowiem kolejny kierowca odczuwa nieodpartą potrzebę

kontaktu. Sprawę ułatwiają mu długie czerwone światła na jednym ze

skrzyżowa? w centrum. Tym razem nie słyszę klaksonu, nikt też nie usiłuje

mnie ukatrupić. Zamiast tego auto zbliża się na grubość lakieru. Odsuwam

się. Ten odkręca szybkę. Nie ma na niego mocnych - kontakt musi być.

-

*Plecy ma Pani odsłonięte* - słyszę spod blachy. Sprawdzam: torba wisi,

lampka jest, ki czort?

-

*Przepraszam, ale co mam odsłonięte?* - pytam, a kątem oka widzę jak tłum

na niedalekim przystanku autobusowym przysuwa się do skraju jezdni,

nadstawiając ucha.

-

*Ma Pani odkrytą skórę na plecach, łatwo o przeziębienie* - wyjaśnia

Troskliwy Kierowca.

-

*Aaa. Skórę. Nie szkodzi. Jest ciepło. Nic mi nie będzie. Dziękuję. Do

widz...* - chcę uciekać. Ale nadal czerwone, więc będzie mi dane do ko?ca

wysłuchać Troskliwego.

-

*Takie gołe plecy. Przeziębi się Pani. Zapalenie płuc jak nic. A potem

dostanie Pani lumbago. *

Słyszeliście o badaniach, z których wynika, że rowerzysta rusza o ileś

setnych sekundy szybciej niż samochód? Powinni przebadać rowerzystki. One

ruszają jeszcze szybciej..

* ma 20 metrów i wygląda jak odrzucona przez Akademię Sztuk Pięknych praca

pt. "Sztuka współczesna wobec chodnika".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.