Rowerowa partyzantka, czyli jak na własną rękę urowerowić miasto

Na blogu copenhagenize.com pojawił się film dokumentujący oddolną inicjatywę wytyczenia 5 kilometrów pasa dla rowerów w mieście Guadalajara w Meksyku. Warto zobaczyć, jak meksykańscy aktywiści rowerowi biorą sprawy w swoje ręce.

W wyniku nielegalnych (ale czy karalnych w Meksyku? Trudno powiedzieć) działań rowerzystów w Guadalajarze powstało ponad 5 kilometrów pasa dla rowerów, z oznaczonymi na niebiesko śluzami rowerowymi i przejazdami przez skrzyżowania oraz oznaczeniami pionowymi i poziomymi. Pełen profesjonalizm. Zabrakło chyba jedynie oddzielnej sygnalizacji świetlnej.

Film nie pokazuje, jak długo przetrwała partyzancka infrastruktura rowerowa i czy jej twórcy nie mieli w związku z nią kłopotów z prawem. Miejmy jednak nadzieję, że sprawy w Meksyku maja się pod tym względem lepiej niż w Warszawie, gdzie kilka lat temu rowerowi aktywiści wytyczyli kilkaset metrów ścieżki rowerowej wzdłuż ulicy Świętokrzyskiej oraz wybetonowali podjazdy pod wysokie krawężniki wzdłuż tej ulicy.

Ścieżka nie przetrwała, została szybko zmalowana szarą farbą przez oburzony Zarząd Dróg Miejskich. Skuto również podjazdy. Znacznie dłużej przetrwała natomiast złota myśl Marka Wosia, rzecznika prasowego Zarządu Dróg Miejskich, który tłumacząc likwidację ścieżki powiedział, że Warszawa to nie wieś, żeby po niej rowerem jeździć i proponował wytyczanie ścieżek rowerowych na obrzeżach stolicy.

Równie długo trwa absolutnie dziki i raczej nie miejski parking na szerokim chodniku przy Świętokrzyskiej, w miejscu, w którym przebiegała ścieżka. Naszym koleżankom i kolegom z Guadalajary życzymy więcej szczęścia i mniej Wosiów.

Konrad Olgierd Muter

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.