Z dziennika rowerzysty miejskiego: Gdzie są piesi w czasie odwilży? Na ścieżce rowerowej

Początek stycznia, Warszawa, Marszałkowska. Jechałem ulicą Marszałkowską w Warszawie. Wzdłuż ulicy przebiega droga dla rowerów, którą - mimo znacznego zaśnieżenia - musiałem jechać. Jadę więc i omijam. Omijam jedną zaspę, omijam drugą zaspę, omijam barierę śnieżno-błotno-lodową, jaką w okresie zimowym służby miejskie zwykle stawiają na wjazdach na drogę dla rowerów.

Omijam oczywiście samochody osób, które parkują tu tylko na momencik (a poza tym, gdzie mają parkować?) i - co najdziwniejsze - mijam też pieszych (zwykle ciągnących wielkie walizki). Piesi byli zaskakujący, bo ścieżka, jako się rzekło - zaśnieżona i oblodzona, a obok szeroki i oczyszczony ze śniegu chodnik. Co ich przywiało na drogę dla rowerów? Może ścieżki rowerowe są tajemniczymi czakramami, przyciągającymi wszystko co się rusza - samochody, pieszych, śnieg, służby odśnieżania miasta. Czy będą przyciągać też rowerzystów? Nie wiem, wracałem Kruczą (tam na szczęście ścieżki nie ma).

kom

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.