Konrad Olgierd Muter: Od jak dawna jeździcie rowerem do roboty?
Arek: Zależy, jak na to spojrzeć. Pierwszy raz na poważnie zagoniłem rower do roboty, gdy w czasie wakacji pracowałem jako listonosz. To były całe dwa miesiące na rowerze. A do obecnej pracy pierwszy raz zajechałem rowerem 4 maja 2009, kiedy po raz pierwszy zorganizowaliśmy akcję Zagoń Rower Do Roboty
Co - z Waszych obserwacji - najbardziej przeszkadza Polakom w dojeżdżaniu do pracy rowerem?
Arek: Po pierwsze to chyba nasza mentalność. "No jak, do pracy na rowerze? Przecież ja jestem poważny!". A tak na serio, to z tego co ludzie mówią, najgorszy jest brak miejsca do przebrania się w firmie i obawa o swój rower. Jest niewiele firm, które oferują strzeżone parkingi.
Bartek: Myślę, że już przestajemy z tym mieć problem. Też w Polsce coraz częściej jeździmy w tym, w czym pracujemy. Jednak jak zauważył Arek, fajnie mieć komfort umycia się po przejechaniu dłuższej trasy, szczególnie gdy lato dopisuje jak w tym roku.
Nie zgodzę się jednak, że w Polsce przyjmie się dewiza "wpisz kradzież roweru w koszty". Jak by na to nie patrzeć, najczęściej kupujemy jeden dobry rower. Mało kto ma dwa z przeznaczeniem do różnych zadań. Do tego przyzwoity rower to wydatek koło 700 złotych minimum. I to chyba jest znaczne obciążanie dla zwykłej kieszeni.
Napisałem kiedyś "poradnik" dla rowerzystów miejskich "Jak odpowiadać na trudne pytania" . Rower wciąż postrzegany jest przez dużą część społeczeństwa jako swoiste dziwactwo. Na jakie dziwne pytania Ty musisz odpowiadać?
Arek: Najczęściej odpowiadam na pytanie "Ale po co Ci to?". Aczkolwiek to już zdarza się coraz rzadziej. Ostatnio nawet znajomy z osiedla wytknął mi, że on dzielnie zagania rower, a ja w tym czasie jechałem autem, bo taka była konieczność.
Inaczej niż różne organizacje pozarządowe, swoich działań nie kierujecie do samorządów, ale do mieszkańców miast oraz do pracodawców. Skąd pomysł na tych drugich i jak oceniacie skuteczność swoich działań?
Bartek: Hmmm, jak by to ładnie ująć? Są dwa aspekty takiego podejścia. Po pierwsze nie mamy "dojść" do samorządów. A po drugie, jak pokazało nasze doświadczenie, to nawet gdy powiesz urzędnikom, że wszystko, czego od nich oczekujemy to poparcie naszych działań, to i tak nie jest łatwo. To, że akcje kierujemy do zwykłych ludzi i firm, jest jak najbardziej logiczne. To system naczyń połączonych. Jeśli ludzie będą jeździć, firmy to zauważą i zaczną działać, aby więcej ludzi dojeżdżało rowerem. Na przykład zarządca biurowca, w którym jest nasza firma, zwiększył liczbę miejsc do parkowania rowerów, w wybranych toaletach zamontował suszarki i wieszak na ubranie. Inny partner naszej akcji oferuje pracownikom okresowe przeglądy rowerów.
Jakie firmy waszym zdaniem najchętniej pomagają rowerzystom?
Bartek: Tu jest ciekawie. Są to małe firmy, które po prostu chcą zrobić coś fajnego dla pracowników. Ale też duże koncerny, które coraz częściej dbają o pracownika, nie tylko poprzez robienie firmowych eventów, ale także poprzez dawanie możliwości realizowania się poza zawodowego. A działania na razie nie wychodzą poza pewien standard: więcej miejsc parkingowych i to strzeżonych, suszarki do włosów w toaletach, przeglądy rowerów, przydatne rowerowe gadżety dla dojeżdżających rowerem. Czekamy na firmy, które zaoferują pracownikom jakiś dodatek finansowy za dojeżdżaniem rowerem do pracy.
Widziałem Waszą prezentację, w której chwaliliście się, że staliście się hotlinem. Podobno zwracają się do Was pracodawcy z pytaniami o to, jak stworzyć miejsca parkingowe i ułatwić życie rowerzystom.
Arek: Hotline to słowo trochę na wyrost, ale jakoś inne nie przyszło nam do głowy. Ale faktycznie są sytuacje, gdzie ludzie pytają nas, jak można zachęcić firmę do przygotowania dodatkowych miejsc parkingowych, albo żebyśmy pomogli w przygotowaniu listu otwartego do zarządców biurowców.
Bartek: To bardzo fajny pomysł. Chyba trzeba będzie stworzyć taką sekcję na naszym serwisie. Może warto tam wrzucić jakieś wzory pism i opisy dobrych przypadków.
Rolę pieniądza i biznesu w promocji roweru odkryły między innymi władze Sydney i Vancouver. W Sydney miasto reklamuje dojazdy rowerowe powołując się na wyliczenia, z których wynika, że zwiększanie roli transportu rowerowego w mieście przynosi wymierne korzyści finansowe. Mieszkańcy są zdrowsi, pracownicy bardziej mobilni, miasto mniej zanieczyszczone i bardziej atrakcyjne dla inwestorów. Czy planujecie wykorzystywać podobny ekonomiczny wątek w waszych akcjach? Czy to w Polsce ma sens?
Bartek: Tak, chcemy to podkreślać. Zbieramy materiały, aby na serwisie zacząć publikować co ciekawsze przykłady. Ale tu przede wszystkim chcemy pokazywać, co ma firma, z tego, że pracownik zagania rower do roboty i co firmy oferują takim pracownikom. Planujemy też w najbliższym czasie uruchomić stałą listę firm i instytucji przyjaznych rowerzystom, zarówno pracownikom, jak i klientom.
Mieszkacie we Wrocławiu, który jest jednym z najbardziej zroweryzowanych i przyjaznych rowerzystom dużych polskich miast. Czego Wam jeszcze brakuje? Czego zazdrościcie innym polskim miastom?
Bartek: Brakuje nam jak wszędzie dużej liczby dróg rowerowych oraz dobrych parkingów. Szczególnie strzeżonych. Nie brakuje nam dobrego humoru i chęci do działania. No i mamy bardzo aktywnego rowerowo Oficera Rowerowego, Daniela Chojnackiego. Innym miastom możemy pozazdrościć większej otwartości władz na pomysły, które pochodzą spoza danego urzędu. Chociaż ostatnio coś drgnęło. Mamy nadzieję, że to nie z powodu zbliżających się wyborów.
Kierujecie swoją akcję głównie do pracujących, dobrze zarabiających, stosunkowo młodych mieszkańców dużych miast. Ta grupa społeczna to tylko niewielki odsetek osób codziennie dojeżdżających do pracy. Co zrobić, żeby w wielkich miastach na rowery przesiadły się nauczycielki, górnicy, panie z poczty i ochroniarze z supermarketu?
Arek: A to ciekawe, że tak to jest postrzegane. Akcja jest kierowana do każdego, kto potrafi sprawnie i zgodnie z przepisami poruszać się na rowerze. Aczkolwiek, żeby ona dotarła do tych wszystkich, to konieczne, jest wykreowanie takiej "mody na zaganianie roweru". Ta grupa, która dojeżdża np. u nas do pracy, to nie są tylko ludzie młodzi. Co tu zresztą ukrywać, ja swoją młodość, też już mam za sobą.
Aby dojeżdżanie rowerem do pracy stało się czymś normalnym, musi nastąpić pewna zmiana pokoleniowa. Zmiana myślenia. Dlatego też przede wszystkim trzeba angażować młodych. Kiedy założą już rodzinę, będą mieli dzieci, to może się okaże, że takich jak ty i Daniel Chojnacki , którzy wożą dzieci do przedszkola i szkoły na rowerze, będzie więcej. Zresztą fajnie by wciągnąć w to szkoły, żeby zapewniły bezpieczeństwo rowerom swoich uczniów. Mój syn na przykład chętnie by jeździł rowerem, ale trochę się boi, czy rower nie zostanie przez kogoś "przygarnięty" bez jego wiedzy i zgody.
Inspiracji do swojej akcji szukaliście między innymi za granicą. W Europie i USA organizowane są od lat akcje typu "dzień" "tydzień", czy "miesiąc dojeżdżania rowerem do pracy". Podobnie z akcją "wyścigów" rowerowo-samochodowo-komunikacyjnych. Czy za granicą czekają jeszcze jakieś pomysły, które chcecie wykorzystać w swojej działalności? A co jest waszym unikalnym pomysłem, który być może należałoby "sprzedać" dalej?
Bartek: Nie ma co ukrywać, że szukaliśmy inspiracji wszędzie, gdzie to było możliwe, bo warto korzystać ze sprawdzonych wzorców.
Co do unikalności, to jeszcze dużo przed nami, zaczęliśmy od nazwy, która w naszym przekonaniu lepiej oddaje ducha akcji ;) A tak na poważnie, to jednym z oryginalnych naszych pomysłów jest choćby Piątek Cykliczny by przez cały rok podtrzymywać zainteresowanie tematem. Mamy w planach kilka dużych działań na przyszły rok. Na szczęście w tym roku ułożyliśmy sobie od strony formalnej większość tematów i w przyszłości skupić się będziemy mogli już na czystym działaniu.
W swojej działalności stykacie się na pewno z ludźmi, którzy mają do opowiedzenia swoje historie na temat dojeżdżania do pracy. Znacie jakichś "ekstremalnych" rowerzystów miejskich?
Arek: Jeżeli chodzi o warunki atmosferyczne, to moje doświadczenie z pierwszego dnia akcji z roku 2009. Powrót do domy i cały czas ulewa, a na 2 km przed domem, nagle cięcie i cudowne słońce. Przemoczony byłem do suchej nitki.
Jest też u nas w firmie człowiek, który może powiedzieć, że jeździ cały rok. Podczas tegorocznej zimy, dopiero poniżej minus 10 stopni rezygnował z roweru, bo jak sam mówił "zamarzał mu układ oddechowy" w trakcie jazdy.
Prowadzicie również akcję "Chroń Skroń" , promującą używanie kasków przez rowerzystów i motocyklistów. Mikael Colvile-Andersen, jeden z najważniejszych rowerowych blogerów, twórca copenhagenize.com i Copenhagen Cycle Chic , wielokrotnie w swoich tekstach dawał wyraz pewnej niechęci do kasków. Mają one według niego stygmatyzować jazdę rowerem jako coś niebezpiecznego oraz zniechęcać dużą liczbę mieszkańców do przesiadki na rowery. Czy rower w Polsce rzeczywiście nie jest za bardzo zepchnięty do getta wyczynowo-ekstremalno-sportowego, by stać się powszechnym środkiem transportu? Czy jadąca na holendrze dziewczyna w kapeluszu nie jest lepszą reklamą roweru niż odziany w lycrę i zakuty w kask młodzieniec na góralu?
Arek: Akcja "Chroń Skroń" to akcja promująca bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo swoje i innych. Zarówno na rowerze i na motocyklu, ale także na snowboardzie, nartach, itp. A, że akurat głowa jest istotną częścią naszego ciała, to zachęcamy do jej ochrony. I nie tylko przez założenie na nią czegoś, ale także poprzez wykorzystywanie jej do myślenie, bo myślenie nie boli, brak wyobraźni może być bolesny.
Nie jesteśmy skrajnymi fanatykami jazdy w kasku na rowerze, zresztą mogę przyznać, że sam też jeżdżę bez kasku po mieście. Aczkolwiek mojej 2-letniej córce zakładam go zawsze. Chcemy pokazywać kask jako jeden z elementów, które mogą zapewnić bezpieczeństwo. Mówić, kiedy warto o nim pomyśleć, na co zwrócić uwagę przy jego wyborze i że kask nie sprawia, że stajemy się nieśmiertelni .
Co do przytoczonego przez Ciebie zepchnięcia roweru do getta, to chyba jednak tak nie jest. Rower po prostu może być środkiem komunikacji lub urządzeniem wykorzystywanym w sporcie. W zależności od tego, jak go używasz, powinieneś podjąć odpowiednie działania , aby było to bezpieczne dla Ciebie i dla innych.
Nie zgadzam z Mikaelem Colvilem. Kask wcale nie sprawia, że jazda rowerem jest postrzegana jako niebezpieczna. Ale jak się będzie odpowiednio często powtarzać tę tezę, to części ludzi zapadnie w głowie "kask + rower = zagrożenie". A moim zdaniem powinno być "rower = przyjemność, w której kask Ci nie przeszkadza, wybór należy do Ciebie".
Przeczytałem natomiast na copenhagenize.com fajny post, mówiący o tym, że jak się chce używać kasku, to warto zwrócić uwagę, na jego właściwości "ślizgania się" po drodze. A to z tego względu, że gdy już dojedzie do wywrotki, to ważne, aby nie uszkodzić kręgów szyjnych z powodu "hamowania" kasku. I to są ważne informacje dotyczące kasków. I ich użyteczności. Chroń Skroń, bo głowę masz na całe życie ;)
rozmawiał Konrad Olgierd Muter