Z dziennika rowerzysty miejskiego: Kultura miejskich kierowców

Od kilku dni wspólnie z dwójką przyjaciół regularnie przemierzamy Warszawę na rowerach. Niestety ścieżki rowerowe nie pozwalają jeszcze sprawnie przemierzyć całego miasta - nasz czytelnik Perzon pisze o początku swojej rowerowej przygody ze stolicą.

Na początku, gdy kończyła się ścieżka rowerowa, kontynuowaliśmy podróż chodnikami, wykonując nieraz karkołomne wyczyny w celu ominięcia przechodniów, którzy nieraz stoją  jak "słup", słuchając muzyki i najzwyczajniej nie patrzą na otaczający świat. Stało się to dość uciążliwe - przejazd przez pełne ludzi centrum Warszawy zajmował bardzo dużo czasu i wymuszał częste zatrzymania. Wspólnie uważaliśmy że wyjazd na ulicę nie ma sensu, bo zapewne będziemy "za słabi" i zaraz zostaniemy zmieszani z błotem przez właścicieli czterech kółek. Jednak pewnego dnia przełamaliśmy się i zaatakowaliśmy ulicę. Szybko okazało się że wcale nie musimy osiągać zawrotnych prędkości żeby sprawnie przejechać z punktu A i B. O ile nie jedziemy środkiem, nie przeciskamy się jest bardzo bezpiecznie i komfortowo. Podróżujemy w ten sposób już od kilku dni i jak do tej pory problemy są tylko "pod światłami" ponieważ przyspieszamy wolniej niż samochody. Kierowcy coraz częściej uśmiechają się, czasem nawet przepuszczą i jak do tej pory ani razu nie usłyszeliśmy klaksonu.

Tak więc Warszawskie ulice są jak najbardziej przyjazne rowerzystom, oczywiście jeśli znamy panujące na nich przepisy.

"Dziennik rowerzysty miejskiego" to rubryka, w której opisujemy nasze codzienne rowerowanie. Chcesz podzielić się jakąś niezwykłą rowerową przygodą, która Cię spotkała, albo opowiedzieć zwykłą rowerową historię, jakich dziesiątki spotykają nas każdego dnia? Chcesz napisać własny odcinek "Dziennika rowerzysty"? Napisz na adres rowery@agora.pl.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.