OC, kask i kamizelka nas uratują? Obalamy rowerowe mity

Wokoło tematu rowerzystów i rowerów narosło wiele mitów. Niektóre z nich regularnie są przedstawiane jako dowód na to, że rowerzyści to zło. Dawno temu obaliliśmy część z nich. Teraz bierzemy się za kolejne.

W praktycznie każdej dyskusji o bezpieczeństwie ruchu rowerowego lub rowerach pojawiają się głosy wskazujące na konkretne rozwiązania, których wprowadzenie rzekomo miałyby zapewnić rowerzystom bezpieczeństwo na drodze lub ogólny dobrobyt ludzkości. Część z tych głosów ma sens, inne- te rzucane przez internetowych trolli - są zupełnie oderwane od rzeczywistości. Dziś zajmiemy się tymi drugimi.

Brak obowiązkowej karty rowerowej sprawia, że rowerzyści nie potrafią jeździć

To dość często spotykany mit, który pojawia się przy okazji niemal każdej dyskusji na temat bezpieczeństwa rowerzystów, czy ich miejsca na drodze.

O tym jak nieprawdziwe są to dane, świadczą chociażby dane policyjnego Systemu Ewidencji Wypadków i Kolizji. Wynika z nich, że rowerzyści zostali uznani sprawcami mniej niż połowy zdarzeń drogowych ze swoim udziałem. Mało tego, udział ten od lat systematycznie spada - w 2008 roku wynosił 47%, a w 2011 już tylko 43% (więcej o tym przeczytacie w raporcie GDDKiA ).

Dla porównania - odsetek wypadków z udziałem rowerzystów powodowanych przez kierowców samochodów jest znacznie wyższy. Kierowcy powodują aż 54% zdarzeń drogowych z udziałem rowerzystów. I to mimo ukończenia kursu, zdania egzaminu i posiadania uprawnień (prawa jazdy).

Zresztą, sami rowerzyści też często mają kartę rowerową lub prawo jazdy. Szacuje się, że jednym z tych dokumentów legitymuje się nawet 90% osób jeżdżących rowerami. Poza tym, przy naszym ułomnym systemie szkolenia , karta rowerowa i tak niewiele daje.

Obowiązkowe kaski i kamizelki ochronią rowerzystów?

Opinie są podzielone. Kaski bowiem świetnie sprawdzają się w sporcie, zwłaszcza podczas jazdy w terenie. Gdy cyklista spadnie z roweru, albo zahaczy głową o gałąź, kask może uchronić go od obrażeń. Choć warto pamiętać, że kask nie daje gwarancji , a warunkiem jego poprawnego zadziałania w razie upadku jest dobre dopasowanie kasku do głowy .

Jednym z częściej powtarzanych kłamstw o kaskach rowerowych jest twierdzenie, że w rowerowej Europie jeździ się w kaskach i te kaski cieszą się powszechną akceptacją ze strony rowerzystów. W praktyce jest dokładnie odwrotnie. Jednym z częściej powtarzanych kłamstw o kaskach rowerowych jest twierdzenie, że w rowerowej Europie jeździ się w kaskach i te kaski cieszą się powszechną akceptacją ze strony rowerzystów. W praktyce jest dokładnie odwrotnie.  fot. Zielone Mazowsze fot. Zielone Mazowsze

Tym niemniej jest też sporo danych mówiących, że obowiązkowe stosowanie kasków lub kamizelek w ruchu miejskim i na szosie albo jest nieskuteczne, albo nawet przynosi negatywne skutki - zmniejszenie ruchu rowerowego, pogorszenie bezpieczeństwa cyklistów. W Wielkiej Brytanii (słynne badanie Ian Walkera ) wykazano, że cykliści w kaskach, kamizelkach lub strojach sportowych są statystycznie wyprzedzani przez kierowców z mniej bezpiecznym odstępem niż cykliści ubrani w nierowerowe ubranie. W Australii po wprowadzeniu obowiązkowych kasków, liczba zdarzeń z udziałem rowerzystów nie spadła, pomimo że znacznie zmniejszył się ruch rowerowy - oznacza to, że bezpieczeństwo rowerzystów w wyniku wprowadzenia obowiązkowych kasków się pogorszyło. Z kolei w krajach najbardziej rowerowych i o najlepszym bezpieczeństwie rowerzystów jak Holandia wykorzystywanie kasków i kamizelek przez cyklistów jest praktycznie zerowe.

Wszystko to wskazuje, że temat obowiązkowości kasków i kamizelek wymaga jeszcze wielu badań i analiz zanim ewentualne propozycje ich obowiązkowości pojawiające się na róznych forach internetowych będzie można potraktować poważnie.

Obowiązkowe OC na rower zmniejszy liczbę wypadków

Sugestia taka pojawiała się nieraz nie tylko na internetowych forach, ale nawet w prasie .

Tymczasem OC nie zmniejsza liczby wypadków - ani rowerowych, ani żadnych innych. Ubezpieczenie nie ma absolutnie żadnego wpływu na to czy do wypadku dojdzie - nie jest elementem bezpieczeństwa i niczemu nie zapobiega. OC pomaga jedynie łagodzić skutki finansowe ewentualnego zdarzenia drogowego (i też nie w każdym przypadku) - poszkodowany może uzyskać od ubezpieczyciela sprawcy odszkodowanie za straty poniesione na ciele i pojeździe.

Jeżeli obowiązkowe OC na rowery miałoby cokolwiek poprawić to tylko samopoczucie kierowców samochodów.

Rowerzyści pojawiają się "znikąd"

 

Mit ten bierze się głównie z tego, że kierowcy czasem zwyczajnie nie wypatrują na drodze niezmotoryzowanych. Angielskojęzyczni specjaliści uknuli nawet akronim SMIDSY (Sorry Mate, I Didn't See You - Przepraszam kolego, nie widziałem Cię), który jest skrótem od typowego tłumaczenia się kierowcy, który potrącił pieszego, rowerzystę lub motocyklistę.

W Polsce problem "niewidocznych i pojawiających się znikąd" nasilił się jeszcze po wprowadzeniu obowiązkowej jazdy na światłach mijania przez całą dobę. Wszystko dlatego, że kierowcy podświadomie "wyszukują" teraz tylko tego, co świeci po oczach halogenami ze świateł mijania. Cierpią na tym piesi, rowerzyści, ale także właściciela aut z mniej jasnymi światłami (pojazdy zabytkowe, pojazdy ze światłami led starszej generacji). I oczywiście ci, którzy zapomnieli świateł włączyć w samochodach.

 

O tym, że nie można zobaczyć tego, czego się nie wypatruje, na Zachodzie mówi się wiele. Temu tematowi poświęcona jest na przykład edukacyjna kampania prowadzona w Wielkiej Brytanii, która zwraca uwagę właśnie na konieczność bardziej uważnego rozglądania się na skrzyżowaniach.

Obowiązkiem kierowcy jest widzieć! Wypatrujmy rowerzystów, a na pewno nie będą się oni nam pojawiać"znikąd.

Rowerzyści nie płacą za drogi, nie powinni więc się domagać ścieżek rowerowych

To chyba najpopularniejszy mit spotykany na forach i w dyskusjach w internecie. Oczywiście - jest w stu procentach nieprawdziwy. Rowerzyści, jak wszyscy obywatele, płacą podatki do budżetu centralnego i lokalnego. Z tych podatków właśnie finansuje się budowę dróg - od autostrad po drogi lokalne.

Nieprawdą jest też mit jakoby kierowcy na utrzymanie dróg płacili więcej. Rzeczywiście kiedyś tak było - za czasów, gdy każdy posiadacz auta płacił tzw. podatek drogowy . Od 1997 roku jednak podatek drogowy od samochodów osobowych został zlikwidowany (płacą go jedynie kierowcy ciężarówek - co jest uzasadnione tym, że ciężarówki zużywają drogi znacznie szybciej niż auta osobowe).

Zamiast podatku drogowego w cenę paliwa wliczono podatek akcyzowy, który jednak wcale nie jest wykorzystywany do budowy dróg. Akcyza, jak podaje Wikipedia - jest podatkiem mającym na celu ograniczenie konsumpcji niektórych dóbr ze względu na ich szkodliwość zdrowotną bądź też wyczerpywanie się ich rezerw. W przypadku paliwa, pieniądze pozyskane z akcyzy w znakomitej większości wcale nie są wykorzystywane do budowy bądź remontów dróg. W 2011 roku tylko 18% środków zbieranych z akcyzy przeznaczonych było na infrastrukturę lądową (czyli łącznie drogową i kolejową). Ponad 80% akcyzy idzie na zupełnie inne cele.

Rowerzyści stanowią większe zagrożenie na drodze i częściej łamią prawo

Zostawili auta, przesiedli się na roweryZostawili auta, przesiedli się na rowery Fot. Piotr Michalski / Agencja Wyborcza.pl Fot. Piotr Michalski / Agencja Gazeta

Zrozumienie, że pierwsza część tego mitu to nieprawda jest stosunkowo proste - wystarczy porównać masę i prędkości osiągane przez samochody i rowery. Energia kinetyczna roweru jest na tyle mała, że nawet gdy cyklista popełnia błąd na drodze, zagraża głównie sobie.

Do obalenia drugiej części mitu spróbujmy użyć metody bardziej naukowej. Dane, które zacytuję, podawał już kiedyś Adam Łaczek , ale dla przypomnienia: Rowerzyści w latach 2006-2008 zabili na drogach 4 osoby (nie licząc rowerzystów, którzy wjeżdżając komuś pod koła sami się zabili), ciężko ranili 41, a lekko - 229.

Dla porównania  - ogólna liczba ofiar śmiertelnych w zdarzeniach drogowych z tego okresu to 16263 zabitych, 188444 ciężko rannych i 200707 lekko rannych. Dobrze ponad połowa z tych ofiar spowodowana była przez kierowców samochodów!

W rowerze lepiej mieć odblaski niż lampki

Piąta edycja akcji 'Zabłyśnij na drodze'Piąta edycja akcji "Zabłyśnij na drodze" Fot. Anna Jarecka / Agencja Wyborcza.pl

Na koniec, dla odmiany, mit powtarzany przez pewną część rowerzystów. Zauważyli oni, że lampki rowerowe są z reguły słabsze od reflektorów samochodowych i przez to stają się mniej widoczne na ich tle. Wiedzieli też, że odblaski odbijają światło silnych reflektorów samochodu. Mylnie jednak założyli, że odblaski zawsze odbijają całe światło i doszli do błędnego wniosku, że lepiej mieć odblaski niż lampki. Tymczasem prawda jest taka, że jeżdżenie z samymi odblaskami, bez lampek jest dla rowerzysty szalenie niebezpieczne!

Po pierwsze - żaden, nawet najlepszy odblask, nie oświetli nam drogi przed rowerem. Nawet jeżeli będziemy widoczni dla innych, sami możemy nie zobaczyć dziury lub słupka znajdującego się na drodze - nawet jeżeli ten słupek sam będzie miał nalepiony odblask. Mało tego - na drodze rowerowej możemy spotkać innego rowerzystę z samymi odblaskami - ponieważ żaden z nas nie będzie miał oświetlenia, odblaski obu pozostaną ciemne, bo nie będą miały światła, które mogłyby odbijać. Tym samym bardzo łatwo o zderzenie dwóch rowerzystów ubranych w odblaski nawet od stóp do głów.

Po drugie - odblask, by odbijać światło, musi nim zostać nim oświetlony, najlepiej bezpośrednio. Tymczasem większość dróg rowerowych, chodników, czy dróg poza miastami oświetlona nie jest. Nawet ulice w miastach nie zawsze są oświetlone. Nie zawsze można liczyć na światło reflektorów aut jadących za nami lub gdzieś obok - światła roweru są pod tym względem pewniejsze.

Rowerzyści w kamizelkach odblaskowychRowerzyści w kamizelkach odblaskowych fot. Marcin Mazur

Warto też pamiętać, że światła aut ustawione są w dół, tak by oświetlać drogę i nie oślepiać kierowców pojazdów nadjeżdżających z przeciwka. Tylko niewielka część snopa światła reflektorów samochodowych to tzw. światło rozproszone, które może odbić się od odblasków. Dlatego najlepiej odblaski mieć zamontowane lub założone nisko - opaski na nogawki są więc lepszym pomysłem niż kamizelki odblaskowe. Widać to zresztą dobrze na zdjęciu powyżej - rowerzyści po lewej, pomimo oświetlenia bardzo silnym błyskiem flesza aparatu, pozostają słabo widoczni, choć stoją ledwie kilkadziesiąt metrów od aparatu.

Po trzecie i najważniejsze - odblaski mają to do siebie, że odbijają tylko pewną część światła, przy okazji mocno je rozpraszając. Gdyby było inaczej, oślepiałyby kierowców, podobnie jak lustro ustawione przy drodze nocą. Dlatego z reguły odblaski widoczne są dla kierowcy z dużo bliższej odległości niż lampki rowerowe. Zwykle jest to około 150 metrów. Dla porównania, lampki rowerowe dobrej klasy może być widoczna dla kierowcy nawet z kilometra!

Z tego też powodu różne akcje rozdawania odblasków rowerzystom nie posiadającym oświetlenia nie rozwiązują problemu! Należałoby rozdawać im lampki. Przy czym całkiem możliwe, że koszt takiej operacji byłby niższy - niedroga lampka rowerowa w hurcie kosztować może mniej niż opaski odblaskowe i kilkukrotnie mniej niż kamizelka odblaskowa.

Rafał Muszczynko

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.