Tajemnicze zniknięcie trasy, po której swobodnie mogli się przemieszczać zarówno piesi, jak i rowerzyści "Gazeta" opisała w poniedziałek. O jej likwidacji zdecydowała Agnieszka Maślak, naczelniczka ratuszowego wydziału infrastruktury technicznej. Powodem takiej decyzji była niezobowiązująca opinia byłego wiceministra Tadeusza Jarmuziewicza , która została wydana w ubiegłym roku dla... wojewody śląskiego. W piśmie Tadeusz Jarmuziewicz przekonywał, że na drodze, która jest przeznaczona dla pieszych, ale z tabliczką "nie dotyczy rowerów", cykliści mogą być zdezorientowani i nie będą wiedzieli, jak się zachować.
Po naszej publikacji na urzędników spadła lawina krytyki. W tej sprawie interweniował m.in. szef klubu radnych PO: - To kuriozalna decyzja. Jak to się stało, że pismo byłego wiceministra trafiło do Opola i dlaczego nasi urzędnicy podjęli na tej podstawie decyzję? To nieudolność urzędnicza albo próba ugrania własnych interesów i zrzucenia odpowiedzialności za głupią decyzję na Tadeusza Jarmuziewicza - mówi Zbigniew Kubalańca.
Sprawą zajął się już wiceprezydent Opola Arkadiusz Wiśniewski. - Nie znałem wcześniej tej sprawy i nie wiem, na jakiej podstawie zmieniono zasady poruszania się po tej ulicy. Teraz zdecydowaliśmy jednak, że oznakowanie wróci na swoje miejsce - obiecuje.
Przypomnijmy, że drogi z dopuszczonym ruchem rowerów w Polsce z powodzeniem stosuje się w nieodległej Częstochowie, Katowicach czy Krakowie. W tym ostatnim mieście łączna długość takich tras wynosi już ponad 25 km.
Artykuł pochodzi z opolskiego wydania lokalnego Gazety.