Rower czyni życie spokojniejszym

- Tak szybko i masowo rozwijającej się mody na jazdę na rowerze po Warszawie jeszcze nie było. Nie jesteśmy jeszcze miastem rowerowym, ale zmierzamy w dobrym kierunku - mówi Magdalena Stopa, autorka książki ?My, rowerzyści z Warszawy?.

Dominik Szczepański, Łukasz Wojtkiewicz: Czy Pani jeździ na rowerze?

Magdalena Stopa: Oczywiście, że jeżdżę. Na rowerze można przemieszczać się z optymalną prędkością, rower daje swobodę poruszania się, uniezależnia od komunikacji publicznej, wymaga wysiłku fizycznego, jest tani i ekologiczny. W przeciwieństwie od samochodu nie izoluje od ludzi i otoczenia. W jeździe na rowerze jest coś autentycznego, uczciwego.

Jak przez ostatnie lata zmieniała się rowerowa Warszawa?

- Po wojnie słaba komunikacja miejska czyniła z roweru niezwykle przydatne narzędzie. Wtedy nie chodziło o ekologię i styl życia. Jeszcze w latach 50. towarowe riksze były bardzo popularne.

Jednak 20 lat temu rower na ulicach stolicy prawie nie istniał. Nie było wydzielonych dróg, jeśli ktoś wybierał tę formę komunikacji, to jeździł po chodniku albo jezdni i, mówiąc delikatnie, nie budził entuzjazmu otoczenia. Uchodził za dziwaka. W latach 80. trudno było w Warszawie kupić coś lepszego niż radziecką Ukrainę. Moja była jaskrawozielona, a komfort jazdy - minimalny.

Kto jeździ dziś po Warszawie?

- Nie lubię takich klasyfikacji, to szkodliwe uproszczenia. Najbardziej wyrazistą grupą są kurierzy. Jeżdżą na "ostrym kole", czyli najprostszym rowerze, bez przerzutek, często pozbawionym nawet hamulca.

Czym się charakteryzują kurierzy?

- Są silnie zintegrowani, nie brakuje wśród nich anarchistów. Od czasu, gdy Warszawska Masa Krytyczna została zalegalizowana, przestali brać w niej udział. Najdalej od nich, po przeciwnej stronie, są chyba rowerowi hipsterzy, trochę przesadnie szpanerscy. Oddalone od nich są też mieszczuchy na różowych damkach z koszyczkami i dzwonkami w serduszka. Choć coraz częściej można zobaczyć różowe "ostre koła".

Są jeszcze ci, którzy skaczą na rowerach.

- Budzą niechęć pozostałej większości użytkowników dróg, zwłaszcza gdy skaczą im przed kołami. Coraz popularniejsi są szosowcy, jeżdżący na modnych, lekkich rowerach. Nie należy ich jednak mylić z dawnymi kolarzami, którzy po prostu uprawiali sport.

Jak rower zmienia miasto - samych rowerzystów, ale też pieszych, kierowców, przestrzeń?

- Rozwinięta komunikacja rowerowa w mieście czyni je bardziej przyjaznym mieszkańcom. Zmienia styl życia. Jest spokojniej. Powstają kawiarnie, małe kluby i sklepy. Ludzie bardziej identyfikują się ze swoim miejscem, stowarzyszają się, zaczynają się integrować. Kierowcy jeżdżą wolniej, uważniej, szybko jadący samochód przestaje dominować na jezdni, a piesi odzyskują swoją pozycję. Tak szybko i masowo rozwijającej się mody na jazdę na rowerze po Warszawie jeszcze nie było. Dlatego uznałam, że warto tę historię opisać.

Kiedy ukaże się pani książka "My, rowerzyści z Warszawy"?

- Zostanie wydana w listopadzie. Mam za sobą ponad dwadzieścia wywiadów z osobami ważnymi dla warszawskiego środowiska rowerowego. Fotograf Federico Caponi większość z nich już sportretował. Niektórzy działają w dużych organizacjach typu Masa Krytyczna, inni w nieformalnych grupach takich jak Zmiana Organizacji Ruchu, Nocny Rower czy Zębatka. Część prowadzi rowerowe biznesy: sklepy, warsztaty, kawiarnie, inni pracują jako kurierzy, organizują Warszawski Festiwal Filmowy, czy zawody Bike Polo. Nie jest to środowisko jednolite. Wręcz przeciwnie, moi rozmówcy to osoby o bardzo zróżnicowanych poglądach. Łączy ich to, że wszyscy są miłośnikami rowerów i mieszkają w Warszawie, choć nie zawsze z niej pochodzą.

Skorzystam z okazji i zaapeluję: Szukam osób, których dziadkowie lub pradziadkowie związani byli z warszawskim środowiskiem rowerowym. Jeśli zachowały się ich zdjęcia, to proszę o kontakt. Adres mailowy jest na stronie internetowej: www.magdalenastopa.pl .

Jakie są przełomowe momenty w historii rowerowej Warszawy?

- Najważniejsze jest utworzenie w 1886 r. Warszawskiego Towarzystwa Cyklistów. To najstarsza rowerowa organizacja powstała na ziemiach polskich. Towarzystwo istnieje do dzisiaj, choć odgrywa marginalną rolę. A szkoda. W 1893 roku powstała Fabryka Rowerów i Motocykli Bronisława Wahrena. Firma produkowała rowery marki Syrena i Diabeł i cieszyła się świetną opinią. W 1890 r. została założona przez Kazimierza Lipińskiego firma Ormonde. To dziś trudne do wyobrażenia, ale salon mieścił się m.in. w gmachu filharmonii! Firma Lipińskiego działała do 1959 r., gdy władze komunistyczne odebrały ją właścicielowi.

Największą popularność zdobyły jednak wyroby Polskiej Fabryki Rowerów założonej w Warszawie przez Adama Kamińskiego w 1923 r. Firma dostarczała na rynek szeroką ofertę rowerów turystycznych i sportowych. Wojna i okupacja przyniosły rowerom nowe zadania, riksze stały się popularnym środkiem komunikacji. Zachowały się też zdjęcia warszawiaków wracających do miasta w 1945 r. wiozących cały swój dobytek na rowerze.

A ostatnio?

- Przełomowe były pierwsze przejazdy Masy Krytycznej, a z najświeższych wydarzeń: pojawienie się w mieście Veturilo.

Czy Warszawa jest już miastem rowerowym?

- Jeszcze nie, ale zmierzamy we właściwym kierunku. Szkoda tylko, że tak wolno.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.