Warszawa nie jest wciąż rowerowym rajem, zwykliśmy też nie myśleć o stolicy jako o turystycznej perle. Z siodełka roweru perspektywa może się zmienić. Jeśli chcecie zobaczyć dziki nad Wisłą, przejechać się szlakiem zdziczałych sadów jabłkowych czy zardzewiałych modernistycznych rzeźb, którymi świat sztuki odwdzięczał się w latach sześćdziesiątych klasie robotniczej, czas wsiadać na rower.
Ale najpierw - uwaga! Jeśli zakładacie, że rowery jeżdżą tylko po ścieżkach rowerowych, będziecie musieli porzucić to przekonanie! Dróg rowerowych jest wprawdzie w Warszawie ponoć blisko 300 kilometrów, ale rzadko kiedy łączą się w jakieś dłuższe ciągi, szerokim łukiem omijają centrum miasta i dość często wiodą wzdłuż dużych ciągów komunikacyjnych, co nawet podczas weekendowej przejażdżki może być uciążliwe.
Tym bardziej odradzam korzystanie z tzw. szlaków rowerowych, których kilka przebiega przez Warszawę. Wiodą one zazwyczaj dość zdezelowanymi drogami dla rowerów, a od czasu do czasu, dla urozmaicenia każą rowerzystom wspinać się po schodach, jak zielony szlak przy rondzie Sybiraków czy czerwony na moście Łazienkowskim lub po prostu zostają bez uprzedzenia i bez objazdu zamknięte, jak szlak nadwiślański.
Szlaki te nie są utrzymywane i rewaloryzowane, część oznaczeń szlakowych oraz drogowskazów jest trudno rozpoznawalna. Miasto też w żaden szczególny sposób nie promuje ich jako turystycznych atrakcji, co z jednej strony - w świetle wspomnianych problemów - łatwo zrozumieć, z drugiej jednak wzbudza pewien żal, gdy uświadomimy sobie, że turystyka rowerowa przynosi europejskim miastom i regionom konkretne gotówkowe profity.
Na szczęście poza drogami dla rowerów w Warszawie jest masa niewielkich uliczek o ograniczonym ruchu, parkowych alejek, (o ile do parku można wjechać rowerem) nadrzecznych wałów, czy zwykłych chaszczy. Aby je wszystkie zobaczyć można zajrzeć na stronę opencyclemap.org , która, w oparciu od dane pozyskiwane od światowej społeczności rowerzystów, jest najbardziej aktualną mapą infrastruktury rowerowej na świecie. Mapa jednak nie rozwiązuje problemu - co zobaczę po drodze i jakie przeszkody na mnie czekają.
Rowerem przez lubelskie fot. localguide
Warto korzystać z serwisów takich jak strava czy bikemap , które, choć międzynarodowe, również w Polsce mają całkiem pokaźną społeczność. Dla polskich rowerzystów ciekawą propozycję ma portal pedaluj.pl - znowu oparty na aktywności użytkowników, którzy publikują na nim swoje trasy, wraz z krótkimi opisami, zawierającymi zazwyczaj informacje o nawierzchni, natężeniu ruchu i atrakcjach na trasie.
Wyszukiwarka na pedaluj.pl pozwala na ograniczenie wyników wyszukiwania do tras z konkretnego przedziału kilometrów. Każda trasa zawiera również profil wysokościowy, co jednak dla warszawskich rowerzystów z reguły nie jest bardzo istotną informacją.
Czasem jednak najlepiej kierować się nie tyle trasami przejechanymi przez nieznanych nam internautów, lecz własną ciekawością lub... brakiem celu.
- Często nie planujemy tras. Czasem wybieramy tylko kierunek. Zdarza się, że jedziemy wzdłuż jakiejś rzeczki, albo krawędzią skarpy wiślanej - mówią Piotrek i Marcin, autorzy bloga Nieoczywiste Wycieczki Rowerowe .
Piotrek i Marcin są rodowitymi warszawiakami i choć używają roweru do codziennego transportu, nie korzystali z niego jako narzędzia do poznania innej strony miasta. Dwa lata temu postanowili to zmienić.
- Początkowo robiliśmy trasy długości 30-40 km, głównie w Warszawie. Potem zasięg się zwiększał i tak dojechaliśmy do Muzeum Nietypowych Rowerów za Dęblinem.
Jednak nie trzeba jechać tak daleko, by natrafić na zupełnie zaskakujące atrakcje. - Pułapki do odłowu dzików na Wale Miedzeszyńskim na Saskiej Kępie, duże osiedle dżokejów, trenerów i obsługi na terenie Wyścigów na Służewcu, ślady holenderskiego osadnictwa na Saskiej Kępie i Tarchominie; ogrom i uroda cegielni w Mochtach pod Modlinem. Jest całkiem sporo rzeczy, które nas zaskoczyły - mówią Marcin i Piotrek.
Swoje wycieczki nazwali nieoczywistymi, bo nie wybierają miejsc popularnych, turystycznych czy symboli miasta. Po prostu oglądają Warszawę z bliska a to - jak podkreślają - dość łatwo robi się jadąc rowerem. Obecnie na ich blogu jest już co najmniej kilkanaście wycieczek, bardzo dokładnie opisanych oraz sfotografowanych, nic nie stoi więc na przeszkodzie, by na podstawie tych relacji znaleźć coś interesującego dla siebie.
Rowerzyści szosowi mogą służyć cykloturyście jako źródło cienia aerodynamicznego i osłona od wiatru fot. Maciej Zimowski
Marcin i Piotr jeżdżą sami, ale można również korzystać z wycieczek proponowanych dla większych grup. Tutaj już dawno monopol PTTK został przełamany. Najciekawsze - znowu - wydają się niekomercyjne propozycje oparte na społeczności. Jedną z nich jest Tour de Varsovie , inicjatywa, która zaczęła się już w 2010 roku i od tamtej pory podczas kilku "etapów" rocznie gromadzi do kilkudziesięciorga rowerzystów. Trasa każdego etapu ma temat przewodni, często artystyczny - Tour de Varsovie prowadziło np. szlakiem warszawskiej metaloplastyki. Na stronie projektu nie ma podanych tras, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by dołączyć do peletonu i odkrywać kolejne zapomniane lub nie dość dobrze znane warszawskie atrakcje jak tor rowerowy na Pradze Południe czy żoliborski modernizm.
O ile Tour de Varsovie zaprasza rowerzystów na przygotowane wycieczki, inna nieformalna grupa rowerowa, Zmiana Organizacj Ruchu , najczęściej stara się trasę ustalać razem z uczestnikami. Pierwsza wycieczka odbyła się w marcu zeszłego roku i wiodła szlakiem miejsc, jakie zmianowicze uznali za "rowerowe".
Zmiana jechała też szlakiem warszawskich sadów, zbierając jabłka i gruszki na Sadach Żoliborskich i Kępie Potockiej, lub w przebraniu batmanów przemknęła przez oświetloną Warszawę w listopadzie. W maju, w ramach akcji Warszawa Czyta, planowana jest wycieczka szlakiem bohaterek bardzo warszawskiej książki "Cwaniary" Sylwii Chutnik.
Ani Zmiana ani Tour de Varsovie nie są tak liczne jak masy krytyczne, nie jadą więc w kordonie policyjnym. Uczestnicy wycieczek są zwykłymi uczestnikami ruchu. A ponieważ, jako się rzekło, dróg rowerowych w Warszawie wciąż brakuje, dodatkową wartością, jaką można uzyskać biorąc udział w tych wycieczkach jest więc przyzwyczajenie do jazdy po jezdni - kluczowej umiejętności dla warszawskich rowerzystów.
Okazuje się więc, że w doborze tras ograniczeniem nie jest brak rowerowej infrastruktury, tylko wyobraźnia. Czasem wręcz nie trzeba planować. Wystarczy wsiąść na rower i jechać przed siebie. Wszyscy miejscy wycieczkowicze rowerowi podkreślają - nie ma lepszego sposobu na poznanie miasta. Również własnego.
Konrad Olgierd Muter