Ponieważ uważam, że sytuacja ta nie może mieć miejsca w obecnych czasach, w mieście, które będzie już niedługo stolicą kultury, chciałbym zadać władzom Wrocławia parę pytań:
* Czy zakaz obowiązujący wszystkich rowerzystów to właściwe rozwiązanie problemu garstki nieodpowiedzialnych cyklistów? Skoro wobec rowerzystów stosuje się odpowiedzialność zbiorową, to dlaczego jeszcze jeżdżą auta po naszym mieście: przecież kierowcy pozabijali już mnóstwo ludzi.
* Czy prowadzi się jakiekolwiek analizy wypadków z udziałem rowerzystów na Rynku? Jeśli tak, to jakie są wyniki? Z danych policyjnych wynika, że to nie jest problem.
* Czy problem szalejących cyklistów został dzięki zakazowi rozwiązany? Czy nie jest tak, że straż miejska nie jest w stanie zatrzymać takich pajaców, zaś ofiarą sporadycznych "łapanek" są ci, co jadą ostrożnie, powoli i grzecznie zatrzymują się na wezwanie?
* Dlaczego zakaz obowiązuje nawet w środku nocy, gdy pieszych tam nie ma?
* Dlaczego po Rynku nie mogą jeździć riksze turystyczne, ale dorożki już tak? Przecież w 2001 roku jeszcze nie było riksz rowerowych, więc nie miały kiedy poszaleć...
* Dlaczego zakaz nie obejmuje dorożek? Przecież zdarzają się wypadki spłoszonych koni (vide Kraków), w przeciwieństwie do riksz...
* Dlaczego zakaz nie obejmuje samochodów parkujących w Sukiennicach? Dlaczego urzędnik ratusza dojeżdżający do pracy na rowerze (lub petent) musi złamać prawo, żeby zaparkować pod wejściem, a VIP-y w swoich autach mogą wjeżdżać pod sam gabinet, legalnie?
* Dlaczego nie można otrzymać indywidualnego zezwolenia na wjazd rowerem na Rynek, nie ma zaś tego problemu w przypadku aut?
* Codziennie przez Rynek przejeżdżają setki rowerzystów. Dlaczego więc toleruje się łamanie przepisów każdego dnia? Czy to element wychowania obywateli rowerzystów w szacunku do litery prawa?
* Czy prezydent miasta stoi ponad prawem, czy może ma sklerozę, skoro chce jeździć rowerem po Rynku (Europejski Dzień Bez Samochodu 2009, otwarcie Wrocławskiego Roweru Miejskiego 2011)?
* Czy 22 września 2009 roku prezydent miasta cierpiał na pomroczność jasną (albo inne zaburzenie), składając rowerzystom obietnicę, że zakazu nie zniesie, chwilę po tym, jak sam go złamać chciał?
* Po co ustawiono stojaki na rowery na Rynku (każdy wart grubo ponad 2000 zł) skoro nie można do nich legalnie dojechać?
* Jak ma normalnie działać wypożyczalnia rowerów na Rynku, skoro nie można tam dojechać ani odjechać na rowerze? Czy to taka kolejna atrakcja turystyczna?
* Dlaczego na oficjalnych filmach firmowanych przez miasto promuje się jazdę rowerem po Rynku? Przed kim chcemy się tym pochwalić?
* Prezydent Dutkiewicz, twierdzi że "Rynek to salon, po którym rowerem się nie jeździ, tylko przychodzi pospacerować". Jeśli tak, to co w tym salonie robią samochody i dorożki?
* Kiedy wreszcie znajdzie się we Wrocławiu polityk z jajami, który głośno powie "ten zakaz to (była) pomyłka"?
List pochodzi z wrocławskiego wydania lokalnego Gazety. Zachęcamy też do oddania głosu w ankiecie pod listem .