Jak podają lokalne poznańskie media , w mieście pojawiają się pomysły ograniczenia prędkości dla rowerzystów na Malcie. Jest to o tyle kuriozalne, że rozwiązanie z Sopotu jest po pierwsze z założenia tymczasowe, a po drugie wymuszone sytuacją pasującą niemal wyłącznie do tego jednego, szczególnego miejsca, w którym je postawiono. Miejsca z brakiem miejsca, dużym ruchem pieszym i rowerowym.
W Poznaniu sytuacja jest inna. Ograniczenie byłoby wprowadzone w parku, w którym nie ma problemu z brakiem przestrzeni na wytyczenie szerszego ciągu, ruch pieszy jest znacznie mniejszy niż w Sopocie. Poza tym na Malcie już teraz infrastruktura wygląda zupełnie inaczej - jest znacznie szersza i ma wydzielone chodniki. Dopuszczono tam też ruch aut. Stawianie znaku równania pomiędzy tak różnymi sytuacjami jak ta z Sopotu i Poznania świadczą o niezrozumieniu absolutnie elementarnych zagadnień dotyczących ruchu zarówno pieszego jak i rowerowego.
Podobne zdanie mają też poznańscy Cykliści. Michał Beim z poznańskiej Sekcji Rowerzystów Miejskich uważa, że:
I to kolejna różnica, w stosunku do Sopotu. W Sopocie decyzja o ograniczeniu prędkości miała poparcie rowerzystów i była wprowadzona po głębokiej analizie zarówno sytuacji obecnej, jak i możliwych rozwiązań alternatywnych. Rowerzyści też nie zostali tematem zaskoczeni. W Poznaniu mamy do czynienia ze pomysłem rzuconym bez zastanowienia i żadnej analizy.
Droga rowerowa wzdłuż Bukowskiej w okolicy skrzyżowania z Polną nagle urywa się Fot. A?ukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.pl
Niestety "wirusowe" rozprzestrzenianie się szczególnego pomysłu z Sopotu jest czymś, czego można się było spodziewać. Wielu zarządców dróg w Polsce wciąż nie traktuje ruchu rowerowego z odpowiednią powagą i bardzo chętnie próbują wykorzystać każde szybkie rozwiązanie, byleby tylko nie musieć zastanawiać się nad problemami głębiej, ani przebudowywać kiepskiej infrastruktury.
Nie dziwi także, że pierwsze głosy o klonowaniu pomysłu docierają właśnie z Poznania. To miasto już wcześniej "zabłysnęło" na przykład tabliczkami informującymi rowerzystów o brakującym fragmencie drogi rowerowej i konieczności prowadzenia rowery np przez 140 metrów, czy zamknięciem dróg rowerowych w okolicach stadionu na Euro . Cykliści ze stolicy Wielkopolski najgorsze drogi rowerowe w mieście nazywają złośliwie "Billertówkami", od nazwiska urzędnika Zarządu Dróg Miejskich w Poznaniu - Andrzeja Billerta, który jest autorem części "innowacji". Pomysł ograniczania prędkości na drogach rowerowych doskonale wpisywałby się w obecny trend Poznania.
Rafał Muszczynko