Po pierwsze, należy obalić mit, jakoby w Holandii prawo odnośnie rowerzystów poruszających się pod wpływem alkoholu było drastycznie inne niż w Polsce. Oczywiście w Holandii jest wyższy limit promili we krwi niż w Polsce. Rowerzysta może dostać mandat (w wysokości 130 euro) dopiero po przekroczeniu 0,54 promila alkoholu we krwi. W Polsce cyklista jest już wtedy kryminalistą bez dostępu do wielu zawodów.
Co ważniejsze jednak, rowerzyści nie mogą w Holandii iść do więzienia i nie mogą stracić prawa jazdy za jazdę pod wpływem alkoholu. Stąd może wynikać zaskoczenie Holendra, którego po złapaniu nie ukarano mandatem, lecz wtrącono do celi, a przedtem rozebrano do przeszukania i zakuto w kajdanki.
Przede wszystkim jednak w Holandii zupełnie inne jest podejście do picia alkoholu i jazdy rowerem.
W Polsce, wokoło tematu alkoholu na rowerze urosła cała masa mitów , które nie mają żadnego pokrycia w faktach. Z alkoholu zrobiono wroga numer jeden, wykreowano go na najważniejszą przyczynę wypadków z udziałem cyklistów. Powszechne jest przekonanie, że pijany rowerzysta może być równie niebezpieczny jak kierowca 40-tonowej ciężarówki lub autobusu z pięćdziesiątką ludzi na pokładzie. Mity mówią o pijanych cyklistach gnających 70km/h i o licznych ofiarach tychże. Nie ma to poparcia w statystykach, które mówią o pojedynczych ofiarach pijanych cyklistów (2 zabitych od 2006 roku). Mimo to, w więzieniach siedzi 5000 rowerzystów, którzy zostali przestępcami z powodu wypicia alkoholu przed jazdą. Bezsens takich działań zauważa nawet prokurator generalny .
W Holandii (i Danii) jazda po piwku jest otwarcie tolerowana dopóty, dopóki nie stwarza realnego zagrożenia dla innych uczestników ruchu. Krótko mówiąc, póki nie jedziesz pod prąd ruchliwą szosą, albo zygzakiem - raczej nie masz szans na zatrzymanie. Ba, ludzi wręcz zachęca się, by na imprezy zamiast samochodu jechali właśnie rowerem:
Heels on Wheels from Nanna Nike Kindtler on Vimeo .
Mało tego. W holenderskiej i duńskiej części sieci można znaleźć strony radzące jak rowerem dojechać ze szklanki A do dna szklanki B . Dla rowerzystów-piwoszy tworzy się wręcz trasy turystyczne, na których mogą skosztować różnych rodzajów złocistego trunku . Nietrudno też o zobaczyć na mieście rowerzystów pijących piwo podczas samej jazdy rowerem.
Policjanta czekającego pod barem na wychodzących z niego rowerzystów i łapanki z alkomatami Holenderzy określają krótko - marnowaniem cennych i ograniczonych zasobów Policji na sprawy zupełnie nieistotne dla bezpieczeństwa. Theo Zeegers, konsultant ruchu Fietsersbond opowiada o podejściu tamtejszej Policji do cyklistów pod wpływem:
Oczywiście to wszystko w żaden sposób nie zwalnia holenderskiego dziennikarza z konieczności przestrzegania polskiego prawa. Był w Polsce, polskiego prawa winien przestrzegać. Nie ma wątpliwości.
Tym niemniej przypadek Berta van der Linden każe się poważnie zastanowić, czy to prawo, będące ewenementem na skale europejską , nie wymaga zmian. Zwłaszcza, że akurat liberalna w temacie alkoholu Holandia i Dania to kraje o najwyższym poziomie bezpieczeństwa na drogach - zupełnie odwrotnie niż Polska. Wydaje się, że mogli byśmy się wiele od nich nauczyć - nie tylko w temacie cyklistów pod wpływem.
Rafał Muszczynko