Święto Cykliczne - w Krakowie rowerzyści pokazali władzom swoją siłę [ZDJĘCIA]

Mogli trąbić i wzdychać, ale z 1,5 tys. rowerowych dzwonków i tak nie mieli szans. Wszyscy, którym niedzielny Wielki Przejazd Rowerowy był nie w smak, powinni sobie uświadomić, że to nie jednodniowe święto. Tylu rowerzystów jest na ulicach miasta codziennie.

Gdy rozproszeni jeżdżą po mieście - do pracy, na uczelnię, na zakupy - nieraz muszą walczyć z kierowcami o kawałek miejsca na jezdni. Po to właśnie jest Święto Cykliczne. Co roku rowerzyści spotykają się, by bawić się i świętować, ale też pokazać, że w rowerze siła i taka grupa użytkowników krakowskich dróg nie może być ignorowana. W tegorocznym Wielkim Przejeździe Rowerowym wzięło udział prawie 1,5 tys. osób. - Spodziewaliśmy się, że będzie nas jeszcze więcej. Możliwe, że trochę osób odstraszyła niepewna pogoda - mówi Jan Szpil ze stowarzyszenia Kraków Miastem Rowerów. W ubiegłym roku na placu Szczepańskim spotkało się tysiąc rowerzystów, rok wcześniej - 500.

- To manifestacja tego, że rower jest najlepszym sposobem poruszania się po mieście, a brakuje nam porządnych ścieżek rowerowych, kontrapasów. Rowerzyści to liczni uczestnicy ruchu w mieście i z miesiąca na miesiąc jest ich coraz więcej - mówi Jakub Zięba, czy raczej Maska, bo na przejazd rowerowy przyjechał czarnym bicyklem w żółtym garniturze (marynarkę własnoręcznie potraktował farbą elewacyjną), meloniku i z twarzą pomalowaną na zielono.

Ciekawych strojów było więcej. Najoryginalniej przebranym uczestnikiem został okrzyknięty Cyklomag, który w długiej niebieskiej pelerynie i czarodziejskiej czapce przyjechał na jednorowerożcu. - Od rana ćwiczę nowe zaklęcie: zamienianie samochodów w rowery - żartował Cyklomag.

Gdy tłumy rowerzystów chwilę po godzinie 12 wyruszały z placu Szczepańskiego pod eskortą policji, kilku zniecierpliwionych taksówkarzy próbowało poganiać cyklistów klaksonami, ale natychmiast zostali zakrzyczani setkami rowerowych dzwonków. Potężnym peletonem rowerzyści ruszyli całą szerokością ulicy Podwale, Piłsudskiego, by wjechać na Aleje, radośnie dzwoniąc i pozdrawiając zaciekawionych przechodniów.

Tej euforii nie ma się co dziwić - to naprawdę spora frajda jechać spokojnie środkiem jednej z najruchliwszych na co dzień ulic w mieście. Największej radości przysporzył przejazd tunelem drogowym pod Dworcem Głównym, gdzie radosne piski i krzyki rowerzystów i muzyka płynąca z głośników zamontowanych na jednym z rowerów odbijały się od ścian, powodując efekt tuby rezonansowej. Przez ronda Mogilskie i Grzegórzeckie, ulice Dietla i Krakowską wesoły peleton dojechał na bulwar Inflancki. Rowerzyści byli wczoraj w mieście dobrze widoczni. - W ten sposób ta grupa stara się negocjować z miastem swoje interesy, naciskać na władze, by rozbudowywały infrastrukturę rowerową. To, że dla ludzi to ważne, widać po tym, kto przyjechał na przejazd. To nie tylko zapaleńcy rowerowi, wyczynowcy, ale głównie rodziny z dziećmi - ocenia Paweł Kubicki, socjolog z Instytutu Europeistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, uczestnik przejazdu rowerowego.

Artykuł pochodzi z krakowskiego wydania lokalnego Gazety.

Więcej o:
Copyright © Agora SA