Film nakręcony został w połowie stycznia, czyli już po przyjściu zimy (choć jeszcze przed jej największym atakiem). Jak widać, licznik wyzerowany z początkiem roku, wyświetla już wartość ponad 10 tysięcy. Dzienne liczby rowerzystów jadących drogą rowerową, w tylko jednym kierunku, przekraczają sto osób. A przecież zdjęcia robiono przed zachodem Słońca, czyli prawdopodobnie jeszcze przed szczytem popołudniowym. Wartość ta może się więc podwoić!
Moje przypuszczenia potwierdzają informacje zebrane ze strony Rowerowej Łodzi oraz z bloga oficera rowerowego Łodzi - Witolda Kopcia. Podsumowano tam miesiąc działania licznika. Na blogu czytamy:
I to już po odjęciu podejrzanych wysokich wartości (nabijanie ruchu przez jeżdżenie w kółko?) oraz ruchu nietypowego, np dojazdów na Łódzką Masę Krytyczną w ostatni piątek miesiąca.
Okazuje się też, że nawet niskie temperatury, z którymi mamy obecnie do czynienia, nie odstraszają cyklistów w Łodzi od rowerów. Co prawda obecnie ruch spadł do 34% tego sprzed nadejścia wyżu znad Rosji, ale licznik każdego dnia wciąż pokazuje kilkudziesięciu rowerzystów przejeżdżających przez to miejsce w każdym kierunku.
Witold Kopeć porównując dane zimowe z tymi z wcześniejszych pomiarów ręcznych, szacuje, że zimowy ruch rowerowy w szczycie porannym to około 11% ruchu letniego z porannego szczytu. W szczycie popołudniowym wynik ten jest nawet lepszy - zimą jeździ od 10 do 23% rowerzystów spotykanych na tej trasie w tzw sezonie.
Wyniki z jedynego licznika w Polsce potwierdzają to, co rowerzyści i przedstawiciele organizacji pozarządowych powtarzają od dawna, a czego wydają się nie rozumieć urzędnicy w wielu miastach w Polsce: Rowerem zimą naprawdę da się jeździć. Można to robić przy -20 stopniach Celsjusza. I da się to wszystko robić w Polsce!
A teraz liczymy na poważną rozmowę o odśnieżaniu dróg rowerowych w naszych miastach. Główna wymówka, jakoby nikt nie korzystał z tras rowerowych zimą, właśnie zniknęła. Przynajmniej w Łodzi.
Rafał Muszczynko