Kostka brukowa - dlaczego wciąż budują z niej trasy rowerowe?

W latach dziewięćdziesiątych zdominowała nasze miasta. Nic dziwnego, w porównaniu z kocimi łbami i połamanymi płytami chodnikowymi pamiętającymi Stalina, kostka była czymś nowym. Co sprawia, że wciąż jest używana do budowy dróg rowerowych?

Polbruk, kostka brukowa, kostka bauma - zależnie od rejonu Polski produkt ten nazywany jest potocznie różnymi nazwami. Jedno się jednak nie zmienia. Jak Polska długa i szeroka, cykliści nienawidzą nawierzchni wykonanej z kostki. Mimo to gdzieniegdzie wciąż buduje się z niej drogi dla rowerów. Dlaczego? Spróbujemy rozprawić się z kilkoma teoriami na ten temat.

Kostka tańsza niż asfalt?

Nie. Zaletą kostki wcale nie jest jej niska cena. Też byłem zdziwiony, gdy sprawdzałem. Okazuje się jednak, że kostka brukowa zwykle jest o wiele droższa od nawierzchni asfaltowej.

Wszystko dlatego, że układanie kostki musi odbywać się ręcznie. Każdą jedną kosteczkę o wymiarach 20x10 cm trzeba ułożyć na ugłaskanej deską podsypce z najgorszego piachu, postukać młotkiem by na pewno leżała najmniej równo jak to możliwe. Niektóre trzeba dociąć ręcznie. Później jeszcze trzeba szpary między kostkami zasypać piaskiem, który zamiecie się tydzień później udając, że to cokolwiek zmienia.

W porównaniu z asfaltem, który się po prostu rozścieła, układanie kostki to logistyczny koszmar.

Estetyka szarego betonu

Z pewnością zaletą kostki nie są też walory estetyczne. Kostka jest nierówna i brzydka. Zawsze.

Rzekomo jest produkowana w wielu kolorach. Sam znam kilka: szary, mniej szary, bardziej szary, ciemnoszary, jasnoszary, zielono-szary, żółto-szary, różowo-szary... Fenomen kostki polega na tym, że jakiego by nie była koloru, po pierwszej zimie i tak okazuje się, że jest to kolejny odcień szarości.

Nie wierzycie? To zgadnijcie czy na zdjęciu obok kostka jest różowa, żółta, czy szara. A jak ma odróżnić drogę rowerową od chodnika niedowidząca osoba w wieku bardziej zaawansowanym? Zwłaszcza po zmroku.

Od kiedy miasta pełne są kostki, szary kolor i kształt kostki śni się architektom, estetom i planistom przestrzeni w ich najczarniejszych koszmarach. Są to te sny, z których budzą się zlani potem, po czym muszą uspokajać rodzinę, że nie obdzierano ich ze skóry, a tylko mieli zły sen.

Kostka może nadaje się do wykładania parkingu przed hipermarketem wykonanym z blachy falistej i eternitu w podmiejskim centrum handlowym dla miłośników produktów z Chin. Ale żeby z własnej woli robić z niej trasy rowerowe w szanującym się mieście, a zwłaszcza w jego centrum? Nie.

Trrrrrrrwałość?

Przyczyną popularności kostki nie jest też z pewnością jej trwałość. Każdy kto kiedykolwiek wjechał na drogę rowerową z kostki rowerem szosowym, wózkiem z dzieckiem w środku albo choćby quadem wie, że typowa nawierzchnia z kostki pierwszych napraw wymaga zwykle jeszcze przed oddaniem do użytku. A po trzech latach nadaje się tylko do gubienia plomb z zębów, luzowania zapieczonych śrub i urządzania zawodów w kolarstwie ekstremalnym.

Jeździłem rowerem po całej Europie, nawet tej cywilizowanej jak Holandia, Dania, czy Niemcy. Na niemieckiej kostce uszkodziłem obręcz, na polskiej oponę, a na duńskiej rozwaliłem amortyzator. Nigdzie, powtarzam nigdzie, gdzie byłem, nie widziałem równej nawierzchni z kostki brukowej, która miałaby więcej niż 2-3 lata. I to pomimo tego, że tam do podbudowy używa się kruszywa i betonu, a nie (jak w Polsce) piasku.

Eko-kostka?

Kostka brukowa zarasta trawą i wymaga regularnego czyszczenia z niej.Kostka brukowa zarasta trawą i wymaga regularnego czyszczenia z niej. fot. Rafał Muszczynko

Kiedyś złotousty dyrektor warszawskiego ZDM tłumaczył masowe wykorzystywanie kostki na trasach rowerowych ekologią. Kostka, w odróżnieniu od asfaltu, nie jest produkowana z wykorzystaniem z ropy (czasem dosypuje się tylko ekologiczny popiół z elektrowni). A więc, podobno, kostka nie zawiera w sobie wszystkich tych potwornych substancji, których nazw i wzorów uczymy się na chemii organicznej w szkole średniej. A poza tym nie jest wydobywana z ograniczonych zasobów w ogarniętej konfliktami Libii, nie daje zarobić rodzinie Hussainów, ani nie zawiera rakotwórczych związków.

I wiecie co? Prawie się nabrałem.Dlaczego? Bo widziałem jak nieużywana kostka ulega biodegradacji po prostu zarastając. Widziałem ekipy bezrobotnych z nożykami skrobiące co roku szczeliny w kostkach z trawy i mchu.

Było tylko jedno ale. Skoro warszawski ZDM tak bardzo przejmuje się ekologią, pokojem na świecie i terroryzmem, to czemu ulice w mieście są wciąż robione z tego okropnego asfaltu? Czemu były Pan Dyrektor ZDM poruszał się wypluwającym z rury wydechowej te same toksyczne substancje autem, a nie ekologicznym, cichym i w dodatku tańszym rowerem? Czemu Jego auto spalało ropę, dając zarobić Hussainom, wspierając konflikt w Libii i wszelkich innych terrorystów? Nie, to nie mogła być kwestia ekologii. Szukałem więc dalej.

Ekshibicjonizm kostkowy

Kostkę można łatwo demontować. Czy aby nie zbyt łatwo?Kostkę można łatwo demontować. Czy aby nie zbyt łatwo? fot. Aleksander Buczyński

Kilka lat później, chyba w Białymstoku, usłyszałem od urzędniczki jeszcze ciekawsze wytłumaczenie. Otóż, zaletą kostki ma być to, że jest materiałem rozbieralnym. Można ja ułożyć, a potem łatwo rozebrać i ułożyć ponownie.

Tak, przyznam szczerze, że nawet widziałem to w praktyce. Kostkę ułożoną na drodze rowerowej ludzie rozbierali, bez wykorzystania żadnych narzędzi, gołymi rękoma. Potem przewozili ją na niewielkiej przyczepce (co za łatwość transportu!) na swoją działkę i układali ponownie w formę alejek albo podjazdu do garażu. Widziałem też jak demonstranci rozbierają chodniki i wykorzystują kostkę w roli amunicji, którą potem przekazywali drogą lotniczą oddziałom Policji. Tylko czy to aby na pewno zaleta?

Poza tym, czy asfalt czasem też nie jest rozbieralny? Nie? To w jaki sposób wymienia się starą nawierzchnię asfaltową na nową? W Warszawie robi się to tak, że przyjeżdża jedna maszyna, która zrywa stary asfalt, a za nią jadą kolejne, które (nierzadko z wykorzystaniem starego asfaltu, tzw destruktu) rozkładają asfalt nowy. Wszystko, łącznie z malowaniem nowej linii i wypiciem skrzynki piwa przez robotników, udaje się zrobić w ciągu jednego weekendu. Jest to jedyna rzecz, którą warszawski zarząd dróg może chwalić się na całą Polskę bez oglądania uśmiechów politowania wśród słuchających.

Spróbujcie kiedyś rozebrać i położyć w jeden weekend 5 km trzypasmowej ulicy z kostki brukowej. Skrzynka piwa i dwa dni na pewno nie wystarczą! No i czym będą się wtedy chwalić drogowcy?

Droga dla rowerów, czy dla rur i kabli?

Z rozbieralnością kostki wiąże się inna rzekoma zaleta kostki brukowej. To możliwość umieszczenia pod drogą rowerową rur, kabli i innej infrastruktury podziemnej. Kiedyś umieszczano ją pod jezdniami, choć były z nierozbieralnego asfaltu i nikt nie widział w tym problemu. Ale później pojawiły się przepisy zakazujące umieszczania rur i kabli pod jezdnią. I choć to przepis głupi, a w wielu miejscach nie do wykonania, drogowcy z misją godną lepszej sprawy wcielają go w życie, kładąc kable pod drogami rowerowymi i chodnikami.

Zatem, jak Polska dług i szeroka, zarządy dróg chcą ułatwiać zadanie właścicielom rur i kabli, kładąc na chodnikach i drogach rowerowych rozbieralną kostkę. Chcą w ten sposób ułatwić życie prywatnym firmom, od których za możliwość trzymania kabli i rur w pasie drogowym nie dostają ani grosza. W dodatku robią to w zamian za utrudnianie życia własnym obywatelom, od których dostają podatki.

Dziwne. Przecież "drogi dla rowerów", nawet w nazwie mają wskazane, że są dla rowerów, a nie dla układaczy kabli i rur. Czy ktoś tu zatem nie myli pojęć? Mnie w każdym razie ten argument nie przekonuje. Także dlatego, że pod asfaltowymi jedniami kable i rury także znajdziemy.

Wodo-przepuszczalny beton

Kostka brukowaKostka brukowa fot. Rafał Muszczynko

Inne popularne wytłumaczenie to wodo-przepuszczalność kostki. To ta cudowna właściwość, która sprawia, że woda przepływa przez szpary pomiędzy kostkami wypłukując z podbudowy pod nią piasek. To dzięki tej cudownej właściwości trasa z rowerowej, najdalej po pierwszej zimie, staje się zdatna wyłącznie do treningów wspinaczki górskiej. Właściwość ta sprawia także, że korzenie drzew rozrastają się pod spodem tworząc w losowych miejscach hopki na których później cykliści uszkadzają koła, łamią obojczyki i zarabiają na odszkodowaniach od zarządcy drogi.

O wodoprzepuszczalności warto napisać jeszcze jedno. Jest możliwa tylko w nawierzchni położonej źle, niezgodnie ze sztuką. Jeżeli kostkę brukową położymy prawidłowo, czyli na podbudowie z kruszywa stabilizowanego chudym betonem, a do wypełnienia szczelin między kostkami wykorzystamy wymieszany piach i cement (a nie sam piach), to nawierzchnia ta przepuszcza wodę w dokładnie takim samym stopniu co asfalt, lity beton, albo szyba w waszym oknie.

Geoekonomia betonu

Ostatnie wytłumaczenie jakie poznałem na temat kostki to... dbałość o gminną ekonomię. Kostka rzekomo wytwarzana jest wyłącznie w małych, rodzinnych wytwórniach na terenie gminy. Według niektórych urzędników jest taką drogową wersją gminnego rękodzieła. Czyli czegoś robionego przez wąsate kumy z koła gospodyń wiejskich, którym na imię Henryk. Do jej układania trzeba zaś wykorzystać mnóstwo niewykwalifikowanej siły roboczej, która zapewni by nie było ani komfortowo, ani równo, ani tanio, w dodatku przy okazji ukradnie z budowy beton do budowy domku i kostkę do budowy podjazdu do garażu.

Wszystko to podobno świetnie zmniejsza bezrobocie w okolicy. I zapewnia gminie dobrobyt w postaci mnóstwa podatków. Bo, jak wiadomo, w budowlance nikt nie pracuje w szarej strefie i wszyscy płacą podatki.

Osobiście nie wiem, czy dla ekonomii gminnej nie łatwiej byłoby po prostu nie wydawać pieniędzy? Czy wtedy gotówka nie zostałaby w kasie gminy w jeszcze większej ilości, niż wydając ją na układanie kostki? Zapewne.

No, ale tu mamy wartość dodaną, w postaci trasy "rowerowej", po której tydzień po oddaniu do ruchu da się jeszcze jeździć wozem z napędem 4x4 albo lunochodem. A później można znowu zatrudnić bezrobotnych, tym razem do wykonania niezbędnych napraw. I znowu, i znowu... Ekonomiczne perpetum mobile. Prawie.

Zastanawia mnie tylko jedno. Kruszywo do wykonania nawierzchni asfaltowej z wytwórni musi dojechać na plac budowy zanim wystygnie. Tak samo bitumin. Inaczej te składowe nawierzchni asfaltowej stają się po prostu bezużyteczne. To daje maksymalny zasięg od asfalciarni do budowy maksymalnie 40-50 km i to przy wykorzystaniu kierowców ciężarówek naprawdę lubiących poślizgi w zakrętach i krew na zderzakach. Podobnie pracownicy - nie mogą dojeżdżać do pracy przy asfalcie z sąsiedniego województwa, bo zanim przedarliby się do pracy przez korki w Jankach i Raszynie, całe tony nawierzchni nie dawałyby się już położyć. Kostka i pracownicy do jej układania mogą zaś pochodzić choćby z RPA i nie robi to żadnej różnicy. Gdzie zatem ta lokalność i zysk dla gminy?

Poszukiwania zalet kostki trwają

Co zatem powoduje, że kostka wciąż jest wykorzystywana do budowy tras rowerowych? Swoje teorie i zasłyszane argumenty wpisujcie w komentarzach!

Rafał Muszczynko

W latach 90-tych zdominowała nasze miasta. Nic dziwnego, w porównaniu z kocimi łbami, dziurami w asfalcie o konsystencji papki i połamanymi płytami chodnikowymi pamiętającymi Stalina, były nową jakością. Co sprawia, że wciąż jest używana w budowie dróg rowerowych?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.