Stop morderstwom dzieci - jak Holandia stała się rowerowym rajem

Na pewno nie raz słyszeliście - Polska to nie Holandia, tu nie ma kultury jazdy rowerem, Holendrzy od lat stawiają na rozwój infrastruktury, a u nas się to nie przyjmie. To prawda, ale tylko częściowa. Jak bardzo częściowa, pokazuje ten film.

Drogi dla rowerów istniały w Holandii już przed pierwszą wojną światową. Ale oczywiście bardzo daleko było im do tej jakości, jaką prezentują dzisiaj. Właściwie do lat 60. XX wieku rowerzyści spokojnie mogli poruszać się po drogach razem z samochodami, których wcale nie było dużo.

Dopiero w latach 60. i 70. wraz z gwałtownym bogaceniem się społeczeństwa Holandia została zalana samochodami. Korki w historycznych centrach miast? Parkingi zamiast placów publicznych? Trzypasmowe jezdnie bez przejścia naziemnego? To nie tylko Polska w 2011 roku - to także Holandia w 1970.

Popyt na samochody nie tylko wyrugował rowery, przyczynił się do wielu niekorzystnych zmian w tkance holenderskich miast, ale również przyczynił się do wielkiego wzrostu liczby śmiertelnych ofiar wypadków.

W 1971 roku na holenderskich drogach zginęło ponad 3000 osób. 400 z nich było dziećmi.

Ta szokująca statystyka sprawiła, że holenderska opinia publiczna zaczęła protestować. Pierwsze hasło ruchu zmierzającego do ustanowienia zrównoważonego transportu w Holandii brzmiało "Stop mordercom dzieci". Nie była to miła kampania o tym, że jazda rowerem pozytywnie wpływa na twoje samopoczucie, albo beznadziejna walka o kilometrowy odcinek ścieżki rowerowej. Holendrzy nie szli na kompromisy. Walczyli o całkowitą zmianę społeczną.

I wiecie co? Ta zmiana nie polegała na tym, że policjanci zaczęli dla bezpieczeństwa dzieci rozdawać im kaski rowerowe i pouczać, że muszą bardzo uważać wchodząc na jezdnię. Holendrzy to racjonalny, kupiecki naród, doświadczony w zbiorowym wysiłku. I dość szybko zrozumiał, że aby odnieść sukces trzeba uderzyć w rzeczywiste źródło problemu.

A źródłem problemu okazała się przestrzeń miejska zaprojektowana dla samochodów a nie dla mniej chronionych uczestników ruchu. Dwadzieścia lat po tym, jak Holendrzy zaczęli przebudowywać miasta dla samochodów, rozpoczął się trend odwrotny. Samochody usuwane są z centrów miast, ich udział w ruchu - ograniczany. Trend ten został wzmocniony kryzysem paliwowym w latach 70. i trwa do dzisiaj. W ubiegłym roku liczbę śmiertelnych ofiar wypadków drogowych wśród dzieci i młodzieży w Holandii ograniczono do 14.

kom

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.