Z dziennika rowerzysty miejskiego: Sąsiedzkie konsekwencje bycia cyklistą

Na rowerze jeżdżę od małego. Sąsiedzi z osiedla przez wiele lat przeżywali ciągły szok widzenia mnie na rowerze - najpierw w pogodne dni, później także w deszczu, mgle, czy zacinającym śniegu. Później, gdy przesiadłem się na rower poziomy, doszedł do tego jeszcze szok dotyczący wyglądu roweru. Chcąc - nie chcąc, z czasem stałem się pewnym symbolem rowerzysty na osiedlu. Ma to swoje wady i zalety.

Najpierw rozprawię się z wadami, bo jest ich znacznie mniej i w zasadzie nie są uciążliwe. Ot, czasem ktoś mnie poprosi o radę w kwestii wyboru roweru, sposobu naprawy rozregulowanej przerzutki, albo dobrego serwisu rowerowego. Zwykle temat jest na 5 minut lub jest powodem do spotkania przy piwie. Osobiście nawet to lubię.

Mniej przyjemne jest tłumaczenie się, gdy ktoś z sąsiadów zobaczy na mieście jakiegoś jadącego niebezpiecznie rowerzystę. Nie wiem czemu niektórzy sąsiedzi uważają, że mam wpływ na wszystkich cyklistów w Polsce i już dawno wprowadziłbym powszechną kulturę i szczęśliwość na drodze, gdybym tylko nie był taki leniwy. Chyba muszę zacząć się odwdzięczać opowieściami o kierowcach - a nuż zmotoryzowani sąsiedzi dadzą rade coś na ten problem poradzić.

Zalety jednak przyćmiewają wady bycia rozpoznawalnym. Jedną z zalet jest to, że cokolwiek rowerowego zobaczą moi sąsiedzi, czują się w obowiązku, by o tym ze mną porozmawiać. Jestem więc trochę jak Big Brother, albo agent CIA z siatką szpiegów na każdym kroku. Moje oczy są wszechobecne. Wiem o każdym nietypowym rowerze na osiedlu, o każdym sąsiedzie, który właśnie kupił rower, o najmniejszym drogowym zdarzeniu z udziałem cyklisty w okolicy i w ogóle o wszystkim co tylko skojarzy się sąsiadom z rowerami. To miłe, bo mogę czasem zaskoczyć znajomych wiedzą, gdzie byli i co robili po czym obserwować ich poziom zdziwienia. Niektóre z tych zeznań sąsiadów stają się też artykułami na portal, który właśnie czytacie.

Inna zaletą bycia rozpoznawalnym jest to, że sąsiedzi wiedząc o moim zakręceniu na punkcie rowerów, wolą przynieść mi swój sprawny, choć niepotrzebny im już sprzęt rowerowy, zamiast go zwyczajnie wyrzucić. Nigdy nie zapomnę zdziwienia, gdy sąsiad z piętra przyniósł mi nową, nigdy nie używaną, koszmarnie drogą koszulkę kolarską Biemme, którą dostał w prezencie z jakiejś okazji. Jak twierdził, sam owej koszulki nigdy nie włożył, a szkoda Mu było wyrzucić. Gdy więc robił porządki, przyniósł mi by się nie zmarnowała. Pieniędzy oczywiście nie chciał. Jeżdżę w tej koszulce już chyba piąty rok. Korzystając z okazji - dziękuję!

Gdy skradziono mi rower, spora część sąsiadów była tak miła, by powiadomić mnie, że Oni niestety nic nie widzieli, ale dalej będą się rozglądać i jakby co na pewno dadzą znać. Rower co prawda się nie znalazł, ale od sąsiadów i znajomych dostałem tyle części, że nie tylko zmontowałem z nich kolejny rower, ale niektóre nadmiarowe podzespoły rozdawałem potrzebującym jeszcze trzy lata później.

Ostatnio znowu miałem przyjemność bycia mile zaskoczonym. Sąsiad z czwartego piętra najwyraźniej robił porządki w  swojej biblioteczce, więc odwiedził mnie w celu przekazania czasopisma "Horyzonty Techniki" z... kwietnia 1969 roku! Zrobił to, gdyż na okładce owego czasopisma zobaczył rower poziomy .

W ten sposób wszedłem w posiadanie świetnie zachowanej lektury opowiadającej o tym jak Pan Kazimierz Borkowski z Warsztatów ZSZ w Lesku zdobył drugą nagrodę w międzynarodowym konkursie czasopisma "Engineering" na pojazd lądowy napędzany siłą ludzkich mięśni. Panu Borkowskiemu serdecznie gratuluję niesamowitej jak na tamte lata nagrody (250 brytyjskich funtów). Mam nadzieję, że udało się za to kupić lub zbudować naprawdę fajny rower!

Przy okazji mogłem z nostalgią cofnąć się o parę lat i przeczytać ciekawe informacje ze świata nauki. Na przykład o tym jakie niebezpieczne jest jeżdżenie motocyklem lub motorowerem (to akurat się nie zmieniło). Dowiedziałem się też o hybrydowym prototypie Opla Kadetta B zbudowanym przez General Motors (ktoś jeszcze twierdzi, że hybrydy to nowość?). Mogłem zapoznać się bliżej z konstrukcją walca drogowego produkcji NRD, "współczesnych" promów wodnych, procesem produkcji telewizora Granit, czy tajnikami scyntygrafii z użyciem radioaktywnych izotopów.

Przy okazji: Wie ktoś gdzie można tak stare czasopisma przekazać by nie uległy zniszczeniu i mogły służyć możliwie największej liczbie ludzi? Czuję się odpowiedzialny za powierzonego mi "Białego Kruka". Nie wypada by kolejne 50 lat przeleżał na półce, tym razem w mojej biblioteczce.

A jakie sąsiedzkie konsekwencje ma Wasza rowerowa pasja? Też zdarzają się Wam takie miłe niespodzianki, czy po prostu mam wyjątkowych sąsiadów? Piszcie w komentarzach!

Rafał Muszczynko

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.