Z dziennika rowerzysty miejskiego: zroweryzować przedszkola

Początek roku szkolnego to czas zebrań w szkołach i przedszkolach. Rodzice dowiadują się ile i za co będą płacić oraz czemu tak drogo. Dowiadują się, co ich dzieci będą robić w szkole, czego robić im nie wolno i co robić muszą. Oraz, co muszą robić rodzice. Pod koniec zebrania przychodzi jednak czas na głos od rodziców.

"Czy mają państwo jeszcze jakieś pytania, wątpliwości, wolne wnioski?"

Rękę podnosi mam nowego dziecka w naszej grupie przedszkolnej. "Ja mam taką propozycję, bo wprawdzie pani dyrektor nie ma nic przeciwko, żeby stawiać jak popadnie, tam przy kracie czy przy ogrodzeniu, ale też nie chce brać odpowiedzialności i my pomyśleliśmy, żeby może jednak to ucywilizować trochę i coś z tym zrobić i stwierdziliśmy, że może kupimy stojak rowerowy do przedszkola. Koszt takiego stojaka to 200 złotych i my to w zasadzie możemy kupić sami, ale może jeszcze jest ktoś z Państwa zainteresowany...?"

Tak. Las rąk.

Do przedszkola mojej córki codziennie rowerem w zeszłym roku przyjeżdżało kilkoro rodziców i kilkoro dzieci. Na setkę przedszkolaków. Teraz w jednej grupie objawiło się nagle kilkunastu potencjalnych rowerzystów. Wystarczy odważyć się zadać długie, choć proste pytanie. Dlatego pytajcie w swoich szkolach, uczelniach, zakładach pracy, w szkołach i przedszkolach swoich dzieci, w swoich kościołach i związkach wyznaniowych, w swoich lokalnych kawiarniach i lokalnych sklepach spożywczych, w swoich wspólnotach mieszkaniowych. Rowerzystów jest więcej niż nam się wydaje. Trzeba im tylko pomóc wyjść z cienia.

kom

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.