Pierwszy był Kraków, drugi Rzeszów, ale dopiero we Wrocławiu miejski rower okazał się sukcesem. Od czerwca wrocławianie jeżdżą wszędzie rowerami miejskimi - na zakupy, na uczelnie, do kina. W mieście stale migają grafitowe jednoślady. Spodziewano się, że Wrocławski Rower Miejski będzie wypożyczany dwa-trzy razy dziennie, a jest kilka razy więcej. Tylko przez pierwsze dwa dni rowery wypożyczono 7 tys. razy. Według organizatorów to więcej niż w Dreźnie przez pierwsze dwa miesiące.
- Te dane są szokujące, zbliżone do Lyonu, który ma nie 140, tylko 2 tys. rowerów i najwyższe statystyki wypożyczeń na świecie - mówi Daniel Chojnacki, miejski oficer rowerowy. - Bijemy rekordy.
Witek Bucior, student, ma własny rower, ale woli wypożyczać miejski. Bo może pojechać do pubu "wueremką", a wrócić tramwajem. Albo podejść do pobliskiego centrum handlowego Arkady, wrzucić zakupy do rowerowego koszyka i wrócić rowerem do domu. Zaczął z ciekawości, a teraz jeździ regularnie: bierze rower na 20 minut, bo tyle jest za darmo, potem wypożycza kolejny na następne darmowe 20 minut. Tak korzysta z WRM część wrocławian i turystów: mieszczą się w gratisowym czasie i biorą kolejny rower. Potrafią tak jeździć przez cały dzień. Rower odpina się na jednej z 17 stacji i oddaje na dowolnej.
Miejski rower to życie bez zobowiązań: nie musisz oddawać go w tym samym miejscu, nie musisz o niego dbać, serwisować, przechowywać i martwić się, że ktoś ci go ukradnie. Jest prosty w obsłudze, ułatwia życie i może nic nie kosztować.
Kiedy Witka odwiedza dziewczyna z Lublina, na jedną kartę wypożyczają dwa rowery i zwiedzają Wrocław. Chwalą jasny system rejestracji i wygodę pojazdu. - Siedzi się komfortowo, wszystko jest OK, system działa, tylko przydałoby się podwoić liczbę rowerów na tych stacjach, które już są - uważa Witek.
System jest prosty: trzeba wejść na stronę operatora, podać dane, numer telefonu, konta bankowego lub karty kredytowej, ustalić PIN i wpłacić inicjacyjną złotówkę. Przed terminalem autoryzujemy wypożyczenie numerem telefonu (jest on jednocześnie naszym numerem identyfikacyjnym) albo kartą. Dostajemy SMS-em kod, który wprowadzamy do linki zabezpieczającej, i odpinamy rower. Nie trzeba wpłacać kaucji, nie trzeba mieć ze sobą karty.
- I to właśnie jest super - uważa Łukasz Kulig, student geologii. - Żadnych kart, żadnych problemów z rejestracją. Poza tym własny rower to ciężar, trzeba się o niego martwić. Na pewno będę jeździł miejskim regularnie. Szkoda tylko, że już zaczynają się sypać. Ten, na którym dzisiaj jechałem, skrzypiał i światełko nie działało. Może to cena tego sukcesu?
Karolina Legiedź ma własny rower, holenderkę. - Widełki mi się zepsuły, a nie mam czasu pójść do naprawy, studiuję na dwóch kierunkach i właśnie obroniłam pracę. Miejski rower podczas sesji był dla mnie jak znalazł. Przy moim kręgosłupie trochę za wysoko, ale i tak szaleję na trzech przerzutkach.
Śmiga na Biskupin do siostry, która urodziła dziecko, i na Krzyki, do szpitala wojskowego na rehabilitację. Nie patrzy na godziny, system wziął z jej konta 49 zł, ale nadal będzie płacić. - Miejski rower to spontan: chcę, to biorę, i jadę. I nic mnie nie obchodzi. Tylko serce mnie boli, jak widzę wyrwane siodełko albo zniszczony koszyk.
- Jesteśmy totalnie zaskoczeni i nie potrafimy do końca pojąć, skąd taki sukces. Sądziliśmy, że to tylko początkowa ciekawość, ale liczby nie spadają: tysiąc wypożyczeń dziennie. Mamy już 17 tys. zarejestrowanych użytkowników, rowery są ciągle w ruchu - mówi Sebastian Kostecki, specjalista ds. marketingu firmy Nextbike, która jest operatorem systemu. - Może dlatego, że jest tu dużo ścieżek dla cyklistów, a może dlatego, że to miasto studentów?
Od czerwca z rowerów skorzystano już prawie 70 tys. razy. Daniel Chojnacki, oficer rowerowy, przyznaje, że kiedy cztery lata temu obejmował w magistracie to stanowisko, usłyszał, że miejski rower będzie jednym z jego zadań. Uważa, że do sukcesu WRM przyczyniło się jego mocne nagłośnienie jeszcze przed startem, trafiona lokalizacja stacji oraz moda na rowery. Wrocław jest całkowicie płaskim i najcieplejszym z dużych miast, ma kilkadziesiąt mostów, na których dławi się ruch samochodowy, a swobodnie przejeżdżają rowery. Ma 2,5 tys. parkingów rowerowych, najwięcej w Polsce, i 175 km tras rowerowych (drugie miejsce za Warszawą). Przed biurowcami przybywa przypiętych jednośladów. W jednym z nich wyznaczono podziemny parking dla rowerów: kosztem ośmiu miejsc dla samochodów wydzielono miejsca dla 70 rowerów. Wszystkie są pełne.
Statystyczny wrocławski rowerzysta ma 25-45 lat, jest dobrze wykształcony i dobrze zarabia. Jeździ rowerem przede wszystkim do pracy i, co jest nowością, coraz częściej odwozi dzieci do przedszkola w rowerowym foteliku lub przyczepce. Tak jak w Amsterdamie pojawiają się rowerzyści z teczkami, w garniturach. Miasto roweryzuje także najmłodszych: kiedy w ubiegłym roku gmina postawiła stojaki przy 40 szkołach, zaczął się rowerowy wysyp również wśród uczniów. - Mam sygnały ze szkół, że dzieci przyjeżdżają wcześniej, żeby zająć miejsce na rowerowym parkingu - mówi oficer.
Statystyki potwierdzają to, co widać gołym okiem. W ciągu czterech lat liczba rowerzystów na dużych wrocławskich skrzyżowaniach wzrosła o 80 proc. W ubiegłorocznym badaniu ruchu (piesi, samochody, autobusy, tramwaje, motocykle) okazało się, że udział rowerzystów wynosi niemal 4 proc. To dwa razy więcej niż średnio w Polsce.
Wrocławska Inicjatywa Rowerowa, najbardziej znana z prorowerowych organizacji w mieście, konsultowała lokalizacje stacji: gdzie przepływają największe strumienie podróżnych, gdzie są akademiki, centra handlowe, węzły przesiadkowe. 17 stacji ustawiono na tyle gęsto, że wrocławianie mogą zdążyć przesiąść się w ciągu darmowych 20 minut. - Szkoda, że system okrojono do 140 sztuk. Może to jest fajne w propagandzie, ale ma znikomy wpływ na mobilność wrocławian - mówi Radek Lesisz z WIR.
W Europie jest około stu miejskich wypożyczalni, w Polsce - tylko trzy. Rzeszów ma od kwietnia sto rowerów, Kraków od dwu i pół roku - 120.
- Słyszałem, że we Wrocławiu jakaś niesamowita liczba ludzi wsiadła na miejskie rowery - mówi Łukasz Hubka z firmy Bike One, która jest operatorem krakowskiego systemu. - U nas takiego fajerwerku nie było, choć byliśmy pierwsi w kraju. Obawialiśmy się kradzieży, pomni przykładu Frankfurtu, gdzie połowa rowerów zniknęła w pierwszym dniu. Wprowadziliśmy więc kaucję 120 zł. Poza tym niektóre zamki nie otwierały się.
Rzeszów ma 7,2 tys. wypożyczeń od wiosny. W system zainwestowała prywatna firma. Pierwszy kwadrans jest za darmo, ale wyłącznie raz dziennie, potem za każdy płaci się 50 gr. Im dłużej, tym drożej.
Bogusław Kołodziejczyk, szef Nextbike Polska, to katowiczanin, od półtora roku mieszka we Wrocławiu. Niedawno stworzył nową spółkę, z którą chce zdobywać inne miasta. Poznań jest przesądzony, czeka na odpowiedzi z Jeleniej Góry i Warszawy, myśli o Górnym Śląsku i przejęciu Krakowa. Uważa, że wrocławski sukces jest dla niego mocną kartą przetargową.
- Rozmawiam z prezydentami miast, pokazując Wrocław, a nie wirtualny pomysł - mówi.
Ma umowę z Wrocławiem na obsługę systemu do 2013 roku. Za rowery płaci miasto, operator monitoruje stacje, dba o porządek i serwis w zamian za przestrzeń reklamową na terminalach i rowerach. Do końca sierpnia wprowadzi do miasta kolejnych 200 rowerów.
Artykuł powstał w ramach cyklu WITAMY W POLSCE .