Główne wady tanich rowerów

Prawda jest bezlitosna - tanie rowery nadają się tylko do mało intensywnej eksploatacji.

Na zwolnionym filmie, pokazującym jadący w terenie rower, widać szprychy wyginające się w łuk, uginającą się miarowo i skręcającą w poziomie ramę, nienaturalnie wysuwający się i cofający widelec.

Jeśli dodać, że niekiedy napęd - przerzutki, łańcuch, koła zębate - musi pracować w błocie, to trudno się dziwić, że z wycieczki można wrócić, niosąc rower w częściach. Proszę mi wierzyć: nic tak nie zniechęca do jazdy na jednośladzie, jak awarie w terenie.

Tani sprzęt może być również niebezpieczny. Zaręczam, że nie uda się zatrzymać w górach pędzącego w dół roweru wartego 250 zł, czyli tyle co tanie hamulce MTB. Prędzej połamią mu się plastikowe klamki hamulców albo powyginają blaszane szczęki.

Z doświadczenia wiem, że z czasem rosną wymagania wobec roweru. Nagle okazuje się, że zmiana biegów nie jest tak precyzyjna jak oczekiwaliśmy, hamulce nie są skuteczne, a całość jest za ciężka.

Dlatego radzę: kupujmy rower przynajmniej trochę lepszy niż nam się wydaje, że będzie nam potrzebny. Nie ma już sklepów, które nie sprzedają rowerów na raty - nie odczujemy wtedy kilkuset złotych różnicy w cenie, a wyraźnie odczujemy ją podczas jazdy.

Jeśli nie stać nas na rower z bardzo dobrym osprzętem, to poprośmy sprzedawcę, by wskazał nam bicykl, który ma bardzo dobrą ramę i gorszy osprzęt.

Gdy przerzutki czy piasty się zużyją, będziemy mogli wymienić je na lepsze. Ramy wymienić się nie da. Innym rozwiązaniem jest zakup roweru bez przedniego amortyzatora. Tę inwestycję można odłożyć na przyszły sezon, zwłaszcza że amortyzatory z roku na rok nie tylko tanieją, ale stają się nieporównywalnie lepsze pod względem jakości pracy.

redPor

Więcej o:
Copyright © Agora SA